Przygody! Czyli 6 zdarzeń, które nam się przytrafiły podczas podróży

Dzisiaj trochę wspominków…
Podróże na własną rękę mają to do siebie, że nie sposób wszystkiego przewidzieć i czasem nawet podczas najlepiej zaplanowanego wyjazdu zdarza się przygoda.

Ja się przygód wolę wystrzegać, bo zawsze wiążą się ze stresem i niewiadomą, ale M. uwielbia takie sytuacje.

Oto 6 spośród wielu zdarzeń, które nam się przydarzyły w trakcie naszych rowerowych podróży 🙂

1.Zniszczony most w Hercegowinie

Kilka lat temu, przemierzając Bałkany na rowerach, znaleźliśmy na mapie skrót, który pozwoliłby nam nie tylko skrócić trasę ale i pominąć zjazd i późniejszy podjazd.

Zapędziliśmy się więc w drogę, trochę zarośniętą, ale wciąż widoczną i wkrótce naszym oczom ukazał się… dawny most drogowy. Pozostały z niego głównie metalowe elementy, dźwigary i mocowanie podkładów. Podłoga, którą tworzyły deski, była pełna dziur, wybrakowana, drewno było spróchniałe. Na sam widok mostu człowiek miał ochotę zrobić w tył zwrot, a co dopiero mówić o przeprawie przez niego.


Na zdjęciu nie wygląda tak strasznie…

Jednak przeszliśmy. Powolutku, pojedynczo, każda sakwa i rower po kolei, boczkiem (trzeba powiedzieć, że M. wszystko dzielnie przenosił, ja tylko mu podawałam rzeczy i drżałam ze strachu 😉 ).

Nisko pod nami pędziła przepięknie błękitna rzeka Drina. Ale wpaść do niej z wysokości kilkunastu metrów chyba nie byłoby dobrym pomysłem… nigdy wcześniej ani nigdy później nie trzęsły mi się tak nogi, jak wtedy, gdy przechodziłam po tym moście.


Rzeka Drina, ale w innym miejscu

Statystyka. Ofiary w ludziach: brak; straty w sprzęcie: moja przednia lampka (M. zahaczył o dźwigar przenosząc rower i lampka spadła do rzeki), od tej pory lampki zawsze mamy zabezpieczone sznurkiem.

2.Niemiecka życzliwość

O tym zdarzeniu już pisaliśmy na naszym blogu (wpis: 10 rzeczy, które Was zaskoczą w Niemczech). Gdzieś w niemieckim miasteczku, takim raczej pokroju wsi, opona M. odmówiła posłuszeństwa. Przetarła się do dętki, wybrzuszyła i dętka pękła. Opona nie nadawała się do niczego, więc nie wiedzieliśmy co robić. Zapasowej nie mieliśmy.

Zdeformowana opona, która zaraz pęknie z hukiem

 Chcieliśmy kupić oponę z jednego z okolicznych (na oko rzadko używanych) rowerów, ale w domach nikt się nie przyznawał sprzętu, który stał na podwórku.

Z pomocą przyszedł nam jednak Christian, do którego M. zapukał właśnie z pytaniem, czy upatrzony rower jest jego. Rower nie był jego, ale Christian zaproponował podwózkę samochodem do sklepu rowerowego, gdzie mogliśmy kupić oponę, a potem w garażu naszego nowego kolegi ją zmienić, umyć ręce, skorzystać z toalety i jeszcze dostaliśmy po zimnym Red Bullu. Super przygoda, super człowiek 🙂

3. Zawalone drogi.

Nie raz musieliśmy przenosić rowery przez kamienie czy zapory, bo droga nie nadawała się do użytku np. z powodu zniszczeń albo okazywała się terenowym szlakiem. Jedno z takich zdarzeń miało miejsce w Norwegii. 

Ścieżka, którą jechaliśmy była oznaczona jako uszkodzona i według znaków nie można było nią jechać. Tylko, że alternatywą była zwykła droga samochodowa z tunelami, w których był zakaz jazdy rowerem, na dodatek prowadząca tymi tunelami pod górę. Nie chcieliśmy w ten sposób jechać i zaryzykowaliśmy ścieżkę.

Okazało się, że jakiś czas temu przeszła tamtędy lawina kamieni i uszkodziła drogę. Przejechać by się rzeczywiście nie dało, wielkie głazy leżały w poprzek drogi, a asfalt przecinały szczeliny. Przenieśliśmy więc rowery i sakwy po kamieniach i ruszyliśmy dalej 🙂

Po przeniesieniu rzeczy przez głazy

4. Nielegalne przekraczanie granicy

Innym przykładem tego typu było przejście z Czarnogóry do Kosowa. Nasza droga wiodła przez przełęcz Czakor i dopiero w pobliżu miasteczka, u jej podnóży, naszym oczom ukazały się znaki, że przejścia nie ma. Pytaliśmy więc mieszkańców o co chodzi? I czy rowerem przejedziemy. Stwierdzili, że raczej tak.

Ruszyliśmy więc na górę, trochę zestresowani, bo co będzie, jak na szczycie straż graniczna każe nam zawracać (a szczyt był na ponad 2000 m.n.p.m. – dla porównania – prawie 200 metrów wyżej niż Giewont)? Albo nas złapią już w Kosowie? A jak nas wsadzą do więzienia… albo wlepią gigantyczny mandat? Myśli w takiej sytuacji człowiek ma różne.

Do tego wszystkiego pogoda się popsuła, przyszła burza i zaczął padać deszcz.

Dojechaliśmy jednak na szczyt, na którym nikogo nie było i zjechaliśmy spory kawałek, aż dotarliśmy do Kosowskiej granicy.

Biorąc pod uwagę, jak daleko było z powrotem na przełęcz a potem objazdem przez „pół Czarnogóry”, odwrotu nie było.

Czakor – szczyt

Okazało się, że granicę wyznaczały kamienne zapory przeciwczołgowe (!). Droga przeszła w żwir, a później znowu w asfalt i prowadziła przez kanion, pod pięknymi nawisami skalnymi, najpiękniejszymi jakie widzieliśmy do czasu Norwegii. Nikt nas nie niepokoił.

Tylko na wyjeździe z Kosowa trochę się dziwili, że nie mamy pieczątek wjazdowych, ale na szczęście nie wzięli nas na szczegółowe przesłuchanie (powiedzieliśmy, że przekraczaliśmy granicę w innym miejscu i nawet nie zwróciliśmy uwagi, że nam nie wbili wizy).
Pogranicznik chyba nawet dzwonił do tej wskazanej przez nas miejscowości, ale wydaje mi się, że nikt nie odebrał. W każdym razie puścili nas bez utrudniania. Ale co się stresowaliśmy, to nasze 😉

U góry granica Czarnogórsko-kosowska, u dołu Kosowo i pomnik UCzK

5.Gościnność na Krecie.

Miejsce, w którym przyszło nam nocować pewnego razu na Krecie było czymś w rodzaju kwater. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że właściciel pierwsze co zrobił, to zaciągnął nas do stołu częstując grecką wódką – ouzo.

I nie chciał nas puścić, póki nie wypijemy z nim odpowiedniej ilości toastów. Nie był przy tym zbyt radosny i uśmiechnięty. Raczej dość ponury, a jego mieszkanie było pełne tradycyjnych przedmiotów. Na ścianie wisiał grecki strój, strzelby, wisiały rodzinne (?) portrety poważnych ludzi w greckich strojach,  a portret samego gospodarza wisiał pośrodku ściany, pomiędzy strzelbami.

Zdjęcia z ukrycia

Mężczyzna po angielsku mówił o tym, jaka Kreta jest piękna, a raki (raki to nazwa turecka, którą podał nam tylko dlatego, byśmy wiedzieli, o co chodzi, sam Turków bardzo nie lubił) to najlepszy alkohol na świecie. Facet był starszawy, z brodą. Jego wygląd i zachowanie sprawiały wrażenie, jakby był greckim mafioso albo seryjnym mordercą, który przyjdzie do nas nocą 😀 ale nie przyszedł, a po kilku kieliszkach puścił nas wreszcie do pokoju.
Spotkanie jednak pozostawiło w nas nie lada konsternację. 😉

Odludne okolice naszej kreteńskiej miejscówki

6. Pieskie życie

Na koniec łamiące serce zdarzenie z Serbii. W przełomie Dunaju, wśród pięknych widoków i w miejscu totalnie odludnym spotkaliśmy samotnego pieska rasy Labrador. W krajach bałkańskich roi się od bezpańskich psów, ale ten był bardzo zadbany, nie wychudzony i młody, miał na oko kilka miesięcy. Bardzo się do nas łasił, mimo to, że nawet (początkowo) nie oferowaliśmy mu jedzenia. Wyglądał tak, jakby dopiero co (lub może poprzedniego dnia) ktoś go na tym odludziu porzucił. Serca nam się krajały, ale nie mięliśmy możliwości zabrać go ze sobą, jadąc rowerami i mając kilka granic do przekroczenia, więc po nakarmieniu haniebnie mu zwialiśmy 😦

Mamy nadzieję, że ktoś go jednak przygarnął i znalazł swoje miejsce w Serbii… Jeśli będziecie na Bałkanach rzućcie czasem takiemu pieskowi nawet kawałek chleba. To może być jego jedyny posiłek tego dnia…

Nie mamy zdjęcia pieska więc na pocieszenie okolice przełomu Dunaju, Zamek Golubac

Te sześć historii, to oczywiście tylko ułamek tego, co nas spotkało. Po takich przygodach zawsze zostają fajne wspomnienia, ale w trakcie, kiedy taka sytuacja ma miejsce, często nie jest to nic przyjemnego.
Potem jednak jest co opowiadać 🙂

Natalia i Mikołaj

Wady i zalety podróżowania, cz. II Zalety

Po negatywnej dawce tego, co nie jest fajne, którą mogliście przeczytać w poście o minusach podróżowania, powiemy Wam, dlaczego, mimo wszystko dołączyliśmy do grona podróżników 🙂

Jakie zalety miała nasza roczna podróż?

1.Brak terminu powrotu. Chociaż musieliśmy liczyć się z czasem w różnych sytuacjach, to jednak najlepsze było to, że nie musieliśmy odliczać dni do powrotu, do końca urlopu. Dzięki temu mogliśmy gdzieś zostać tyle, ile nam się podobało (czy raczej na ile nas było stać 😉 ) i nie martwić się o to, że jeszcze mamy do zrobienia 1000 kilometrów i tylko tydzień wolnego.

2. Taka podróż sprawia, że spędzasz dużo więcej czasu na oglądaniu świata niż podczas urlopu. Możesz chłonąć piękne widoki, cieszyć się tym co dookoła i nie martwić się, że za tydzień wrócisz do domu. Bo za tydzień będziesz oglądać inne wspaniałe miejscadlaczego warto podróżować3. Próbowanie lokalnych przysmaków. To chyba jedna z największych zalet jakichkolwiek podróży. Możesz próbować nowych smaków i nowych potraw. Pod warunkiem, że jest czego próbować 😛 Zobacz wpis o najlepszych smakołykach, jakie jedliśmy w pierwszej części podróży

wyprawa przysmaki swiata
Na zdjęciu: przysmaki kosowskie, greckie, norweskie i niemieckie

4.Owoce z drzew. To prawdziwa frajda, móc sobie przystanąć przy drzewku, albo czasem i całym sadzie, i narwać fajnych owoców. Mamy już na koncie między innymi figi, mandarynki, grejpfruty, granaty, banany, migdały 🙂

5.Forma i zdrowie! 🙂 Rowerowa wyprawa ma to do siebie, że chcąc nie chcąc dbasz o zdrowie, nawet, jeśli jadasz dziwne, niezbyt zdrowe rzeczy. Chudniesz, w brzuchu lekko, nogi i pośladki się rzeźbią, a do tego opalasz skórę (no, chyba, że jesteś w Chorwacji i akurat trwa niepogoda :P). To jest super sprawa.

6. Minimalizm. To zarówno zaleta jak i wada. Okazuje się, że spokojnie możesz przeżyć z dwoma rodzajami koszulek na każdy rodzaj pogody, jedną parą spodni „na miasto”, z trzema parami butów (sandały, kryte, klapki) czy absolutnie minimalną ilością kosmetyków. Co więcej, niektórzy po takiej przygodzie opróżniają swoje szafy w domach.

No jasne, że się da i że można tak żyć, ale co to za życie! 🙂 Po powrocie nie mogę się nacieszyć swoją szafą i ilością kosmetyków, a w marcu, podczas krótkiego pobytu w domu pierwsze co zrobiłam, to pobiegłam na zakupy ciuchowe :p

7. Dowiadujesz się wiele o sobie. Wiesz, że poradzisz sobie w różnych sytuacjach, ale też dowiadujesz się czego oczekujesz od życia i gdzie jest Twoje miejsce. Czy jesteś typem podróżnika, który bardziej sobie ceni przygody niż wygody, czy jednak odwrotnie. Podróż weryfikuje też Twoje plany na przyszłość (np. czy na pewno chcesz mieszkać za granicą i czy w Polsce jest tak źle, jak sądzisz), oraz to jaki naprawdę jesteś (np. że marudzenie to nieodłączna strona Twojej natury 😉 )

wyprawa dookoła swiata.jpg

8. Dowiadujesz się wiele o swoich znajomych. I okazuje się, czy masz w ich gronie ludzi na których możesz liczyć, tak jak przypuszczałeś, czy może jednak nie. Oraz czy są osoby życzliwie nastawione do Ciebie, a wcale ich o to nie podejrzewałeś 🙂

9. Cieszysz się z małych rzeczy. Kiedy człowiek za bardzo zapada się w tę wygodną strefę komfortu, to czasem nie dostrzega małych rzeczy, które sprawiają, że nasze życie jest dobre. Taka podróż doskonale uwrażliwia na drobnostki. Na przykład jaka to radość jeść słony chleb 😉

Tak, nawet sobie nie zdajmy z tego sprawy, ale gdy we Włoszech natrafisz niechcący na ten niesolony to będziesz wiedzieć, o co chodzi 😉 Nie wspominając już o takich oczywistościach jak ciepła, bezpłatna, bez limitu czasowego woda pod prysznicem z dobrym ciśnieniem 😉

10. Ludzie są dobrzy. Oczywiście nie należy tutaj popadać w skrajności i przestać być ostrożnym lub koniecznie odwiedzać kraje ogarnięte wojną. Ale warto mieć świadomość, że prosząc o pomoc właściwie zawsze ją otrzymasz. A są też takie miejsca, że nie trzeba o nic prosić. Ludzie po prostu chcą pomagać. I to sprawia, że Twoje spojrzenie na świat staje się trochę inne. Bardziej pozytywne 🙂

11. Uczysz się nowych rzeczy. Języka lub tego, że nie ma się czego bać nawet jeśli tego języka nie znasz zbyt dobrze. Uczysz się dobrego planowania (ogólnie rzecz biorąc logistyka wyprawy tego wymaga), uczysz się szybko oceniać, co jest warte wydania pieniędzy a co nie i zwracasz na to uwagę, uczysz się nowych kultur i nowego spojrzenia na świat 🙂

12. Spełniasz swoje marzenie. A co jest cenniejsze od realizacji planów, celów i marzeń? 🙂

wyprawa po europie.jpg
Korfu, Norwegia, Grecja, Włochy… 🙂

Natalia i Mikołaj

Podsumowanie II części wyprawy

wyprawa po europie

Po kilku miesiącach spędzonych na wyprawie rowerowej przez północną Europę, wróciliśmy do domu. Pora więc na podsumowanie 🙂

W tym poście w skrócie przybliżymy Wam tegoroczną część naszej podróży.

A w tym wpisie: Podsumowanie I części wyprawy rowerowej po Europie możecie sobie przypomnieć trasę po Bałkanach.

Zimowanie w Rzymie

wyprawa rowerowa włochy
U góry: panorama Rzymu, po lewej Zamek św. Anioła, po prawej Bazylika św. Piotr

Przede wszystkim należy zaznaczyć, że zimowe miesiące, czyli od połowy listopada do połowy marca, spędziliśmy w Rzymie. Doświadczenie było niezwykłe, bo stolica Włoch jest przepięknym, magicznym miejscem na które mieliśmy prawie nielimitowany czas zwiedzania (no, może i limitowany ale było go nadzwyczaj dużo).

O ile jednak M. czuł się w Rzymie fantastycznie, o tyle N. trochę doskwierał brak bycia pomiędzy znajomymi kątami i znajomymi – tak w ogóle.

Ale Rzym stał się trochę takim naszym drugim miastem.

Rzym znane miejsca.jpg
Od lewej u góry: Koloseum, widok na Forum Romanum, akwedukty, Koloseum, widok na Watykan, Fontanna di Trevi

Więcej o naszym rzymskim pobycie przeczytacie we wpisie: Jak nam się żyło w Rzymie.

Zapraszamy też do kategorii Rzym, tam znajdziecie dużo ciekawostek na temat tego miasta 🙂

Powrót do Polski

W marcu na miesiąc wróciliśmy do Polski, żeby załatwić sprawy zdrowotne. Musieliśmy odwiedzić dentystę, który w Polsce był dużo tańszy niż we Włoszech. Do tego dochodziła jeszcze gwarancja polskiego laboratorium technicznego, no i zaufanie do znanego lekarza. Przy okazji mogliśmy trochę nacieszyć się wytęsknionym domem, spotkać ze znajomymi i najeść domowych smakołyków 🙂

Wiosna we Włoszech

A w kwietniu wróciliśmy do pozostawionych w przechowalni rzymskiej rowerów i całego ekwipunku. Wiosna we Włoszech była trochę kapryśna. Dobrze się więc stało, że ruszyliśmy ostatecznie później niż planowaliśmy (ze względu na powrót do domu). Wieczory i poranki były jeszcze zimne a co jakiś czas pogoda się psuła.

Deszcze jednak szczęśliwie udawało nam się przeczekiwać w przyjemnych kwaterach. Skończył się jednak sezon grzewczy i w mieszkaniach było dosyć chłodno.

włochy.jpg
U prawej na górze: Castigliano, na dole Termy Saturni

W każdym razie nie cierpieliśmy jednak zbytnio z powodu przymusowych dni restowych, bo po zimie (mimo, że trochę jeżdżonej) forma nam jeszcze nie dopisywała. Szybko się męczyliśmy i nogi odmawiały posłuszeństwa.

Z Włoch dojechaliśmy, przez Monako, nad Lazurowe Wybrzeże. Cieszyliśmy się bardzo, bo we Włoszech zapowiadano kiepską prognozę a poza tym trochę znudziły nam się makarony i sosy pomidorowe 😛

Francja

We Francji zaś (pociągiem pokonaliśmy fragment z włoskiego Sanremo do Monako) pogoda była piękna. A do tego widoki takie, że brak słów. Lazurowe Wybrzeże rządzi, co tu dużo mówić 🙂

francja lazurowe wybrzeze.jpg
U góry od lewej: Włoskie cinque terre, Monako u dołu: Lazurowe Wybrzeże

Południe Francji nie rozczarowało nas ani trochę. Przepiękne widoki, pogoda i do tego francuskie jedzenie. Jednak problemem Francji są imigranci i to niestety widać. W Grasse, czy w Marsylii biedne, kolorowe dzielnice sprawiają, że rozglądasz się dookoła siebie częściej niż byś sobie tego życzył i zmywasz się z tych miejsc, tak szybko, jak tylko możesz. Być może to tylko okropne uprzedzenia, a być może nie, bo jeśli czujesz się jak w filmie gangsterskim i w dodatku to nie Ty jesteś gangsterem

francja.jpg
Od góry po lewej: Grasse, po prawej kalanki marsylskie, Po lewej udołu Marsylia

W każdym razie nic złego nam się nie przytrafiło (nie licząc jakichś utarczek z właścicielem mieszkania czy właścicielami kempingu: przeczytaj więcej we wpisie o Lazurowym Wybrzeżu rowerem i ostatecznie wsiedliśmy w pociąg w Marsylii, który pokonał całą Francję  i wysadził nas pod belgijską granicą. W totalnie innym świecie.

Belgia

Północ Francji była bardzo flamandzka, zarówno pod względem architektury (strzeliste domki z czerwonej cegły, przypominające angielski lub niemiecki styl) jak i atmosferą. To już nie był południowy luz. To była północna porządnickość. Może nie jakaś sztywna i przesadzona, ale jednak.

Belgia okazała się dość ładnym krajem o koszmarnie wysokich cenach i denerwujących pagórkach; krótkich i bardzo stromych. Ostatecznie znudziła nas i zmęczyła. Ale za to jednocześnie rozkochała nas w swoich musach czekoladowych… 🙂

belgia
U góry: Dolina Mozy, reszta: Belgia

Holandia

Holandia była wytchnieniem dla naszych nóg, bo była płaska jak stół 😉 M. nie mógł jej ścierpieć. Nie tylko przez brak gór ale również za przymus jeżdżenia po ścieżkach rowerowych.

holandia wyprawa rowerem
Holandia

Faktem jest, że w Holandii jazda długodystansowa na rowerze może być stresująca. Infrastruktura dróg dla rowerów jest oszałamiająca, przez cały kraj biegną ścieżki we wszystkich kierunkach. Często po obu stronach szosy samochodowej po jednym pasie rowerowym w danym kierunku. Oznaczenia jednak nie zawsze były dla nas czytelne i czasem wyjeżdżaliśmy pod prąd (rowerzyści wtedy kręcili głową z dezaprobatą) a czasem zjeżdżaliśmy w ogóle ze ścieżki na szosę. Wtedy zaczynało się zirytowane trąbienie kierowców. Od razu.

A na koniec jeszcze robotnicy wściekli się na nas, za to, że nie chcemy jechać objazdem (rozkopali jeden pas ulicy i ścieżkę) przez pole, nie wiadomo jak daleko, tylko jedziemy kilka metrów jezdnią. Sytuacja była bardzo nieprzyjemna. Krzyki i popchnięcia. Z ulgą wyjechaliśmy z Holandii.

A szkoda, bo kraj jako taki jest ładny (przynajmniej N. się podobał). Poprzecinany kanałami, nawet w miastach 🙂 Łódki i motorówki są tutaj jednym z wielu środków transportu i sposobu spędzania wolnego czasu. Do tego ładna architektura i słynne wiatraki oraz niesamowity Amsterdam. Ale ciężko jest być rowerzystą w kraju Niderlandów.

holandia.jpg
Holandia i Amsterdam

Więcej o Belgii i Holandii przeczytasz w postach:

Belgia i Holandia rowerem

Amsterdam rowerem

12 rzeczy, które wkurzają w Belgii

Luksemburg

Do Luksemburga wjechaliśmy trochę przerażeni tym, jakie ceny produktów nas tam zastaną. Przeczytaliśmy gdzieś, że jednym z tańszych sąsiadów jest… Belgia. Belgia, w której odechciewało się jeść na widok wysokich cen.

Na szczęście w Luksemburgu było kilka dyskontów (Aldi), w których jednak było taniej niż w Belgii.

Jako państwo Luksemburg nie zapadł nam szczególnie w pamięć. Dużo lasów, dużo nijakich miasteczek. Nie widać tego bogactwa. Zaś miasto Luksemburg jest rzeczywiście ładne. Wbudowane w wąwóz z zamkiem na szczycie.

luksemburg.jpg
Luksemburg i kanion

Więcej o tym kraju przeczytacie we wpisie: 8 pytań o Luksemburgu, które sobie zadajcie

Niemcy

Wielką przyjemnością zaś okazała się trasa przez Niemcy. Kraj ten, wbrew naszym wyobrażeniom  (jakoś nigdy nie eksplorowaliśmy go, nie wydawał nam się interesujący widokowo), okazał się pagórkowaty i ładny. A do tego miał tę olbrzymią zaletę, że ceny w sklepach były porównywalne do polskich a asortyment szeroki. No i język, który M. zna świetnie a N. na tyle, żeby rozumieć, co się do niej mówi 😉

niemcy rowerem
Niemcy, gejzer w Andernach, Hamburg

W Niemczech mieliśmy awarię rowerową, którą pomógł nam zwalczyć Christian, nieznajomy, do którego zapukaliśmy z prośbą po pomoc (ale nawet nie w połowie taką jakiej nam udzielił)

Przeczytaj wpis: 10 ciekawostek o Niemczech, które Cię zaskoczą

p.s Czy wiedzieliście, że w Niemczech jest najwyższy gejzer zimnej wody na świecie? 🙂

Dania

A po Niemczech przyszła pora na Danię. Ale niczego ciekawego w niej nie było zatem polecieliśmy dalej 😉

Przeczytaj o tym, dlaczego w Dani nie ma nic. Dramatycznie nic 😉 W 4 dni przez Danię, czyli 9 ciekawostek

dania rowerem
Dania i duńskie korony

Szwecja

A z Danii promem dostaliśmy się do Szwecji. Należy zaznaczyć, że odkąd opuściliśmy Włochy właściwie przez cały czas dopisywała nam piękna pogoda, w przeciwieństwie do tego, co działo się w pierwszej części wyprawy. Tak również było w Skandynawii.

To w Szwecji nabawiliśmy się poparzeń słonecznych i uczulenia na słońce 😉

Sam kraj zaś bardzo pozytywnie nas zaskoczył. Był tylko trochę pagórkowaty, pełen ładnych widoczków (jeziorka, rzeczki, podmokłe tereny), Szwedzi okazali się sympatyczni a jedzenie niezbyt drogie. Za to pełne ciekawych smaków.

No i oczywiście zaczęły się białe noce. Fantastyczne zjawisko! 🙂 W pewnym momencie w ogóle nie robiło się ciemno.

szwecja.jpg
Szwecja

Dobrze będziemy wspominać Szwecję, chociaż pod koniec wyprawy trafiliśmy do niej jeszcze raz i wtedy zaoferowała nam tylko złą pogodę, pustkowia, lasy ale i… renifery (które wychodziły nam na szosę) oraz Lidla! 😀 w którym zaopatrzyliśmy się w tanie i pyszne, w stosunku do Norwegii, produkty.

Więcej o Szwecji przeczytasz we wpisie: Szwecja w 20 punktach, które Was zaskoczą

Norwegia

Norwegia to był nasz gwóźdź programu tego etapu podróży. Zdecydowanie warty tego, żeby do niego dojechać, nawet jeśli czasami mieliśmy już dość.

Absolutnie przepiękny kraj, który dane nam było przez pierwsze dwa tygodnie podziwiać przy słonecznej pogodzie.

norwegia wyprawa rowerem

Norwegia na każdym kroku prezentuje tak niesamowite dzieła natury, tak piękne krajobrazy, że człowiek nie może wyjść z podziwu, że jeden kraj może być w całości tak zdumiewający.

Nie widzieliśmy całej Norwegii, ale dotarliśmy aż za koło polarne, do Bodo. Kraina fiordów i lodowców całkowicie podbiła nasze serca.

norwegia rowerem.jpg

Niestety na początku sierpnia pogoda się zmieniła, zaczęło padać, mocno się ochłodziło (zrobiło się raptem naście stopni), więc będąc nieco załamani, tym co nas czeka i dodatkowo bardzo już zmęczeni, zdecydowaliśmy się wynająć samochód.

Samochód okazał się dobrym ruchem, bo nie dość, że cenowo okazało się, że wyniósł nas mniej więcej tyle, ile byśmy wydali dalej podróżując rowerami, to jeszcze pojechaliśmy dalej niż planowaliśmy na dwóch kółkach, a do tego wykpiliśmy się norwesko – szwedzkim pustkowiom i dziesiątkom kilometrów szutrowych szos.

Norwegia, chociaż wymagająca „górsko” (ale nie bardziej niż południowe kraje Europy, chyba nawet mniej niż Włochy czy południowa Francja), była najpiękniejszym krajem, ze wszystkich jakie kiedykolwiek odwiedziliśmy.

norwegia wyprawa

Więcej o Norwegii dowiesz się z wpisów:

Pierwsze wrażenia z pobytu w Norwegii w 12 punktach

Norweskie ciekawostki, czyli obserwacji ciąg dalszy.

O tym, co jeść w Norwegii.

I o podróży przez Norwegię rowerem.

Ogólne podsumowanie

Ta część wyprawy, pomimo początkowej kapryśnej, włoskiej wiosny, pozwoliła nam się cieszyć bardzo dobrą pogodą.

Dzięki temu i prawdopodobnie dzięki lepszemu zaplanowaniu trasy przez M. ten etap był łatwiejszy niż poprzedni. Po drodze były też płaskie i mniej wymagające kraje, czego na Bałkanach nie ma.

Kraje północnej Europy to jednak większe wydatki. Nawet nie na same kempingi, które (poza Danią) kosztują wszędzie mniej więcej 20 euro za dwie osoby z namiotem ale przede wszystkim noclegi pod dachem (dopiero w Niemczech i Szwecji ceny zrobiły się akceptowalne – do 50 euro za noc) oraz zakupy spożywcze. Wszelkie usługi czy inne towary (jak dętki czy opony) są co najmniej dwukrotnie droższe niż w Polsce.

Widokowo, odkąd opuściliśmy Lazurowe Wybrzeże, dopiero Norwegia sprawiła, że naprawdę zapierało nam dech w piersiach z powodu otaczającego piękna.

Kilometrów przejechaliśmy mniej więcej:

M.: 8 500 km. N.: 6000 km, nie licząc Rzymu..

To ok 3 000 więcej niż podczas poprzedniej części. A mimo to, odczucia mamy takie, że było łatwiej.

Nie mieliśmy żadnego wypadku, niebezpiecznej sytuacji, jedynie jedną poważną awarię (pęknięcie opony w Niemczech). Ludzie których spotykaliśmy na naszej drodze z reguły byli życzliwi i pomocni.

Na pewno jeszcze nie ochłonęliśmy po powrocie i ciężko powiedzieć, czy mamy jakieś skonkretyzowane plany co do dalszych podróży.

Ale z pewnością teraz na blogu nastąpi cykl różnego rodzaju podsumowań! 🙂

Natalia i Mikołaj

Ile kościołów jest w Rzymie i które warto zobaczyć?

Rzym koscioły które warto odwiedzić

Rzym kościołami stoi. Stwierdzenie zdecydowanie nie przesadzone, bo podobno jest ich aż 400 ale  według Wikipedii ponad 900![1] Wliczając kościoły nie tylko katolickie. W każdym razie zanim zajrzeliśmy do Wikipedii, słyszeliśmy o 400. Zapewne chodziło tylko o te zabytkowe 🙂 Dość powiedzieć, że nigdy w życiu nie byliśmy w tylu kościołach i zapewne już nigdy nie zajrzymy do tylu świątyń, ile odwiedziliśmy tutaj 😉

Na podstawie naszych kościelnych spacerów spróbowaliśmy wytypować dla Was perełki, które najbardziej warto zobaczyć. Warto też wiedzieć, że kościoły i bazyliki odwiedzać można za darmo, ale część z nich ma w środku dnia sjestę (z reguły trwającą od 12/13 do 15/16), która może zdezorganizować plany.

  • Bazylika Św. Piotra – to chyba koronny punkt podczas każdej wycieczki do Rzymu. Zresztą słusznie, bo, abstrahując od kwestii wiary, Bazylika jest monumentalnym, bardzo bogato zdobionym budynkiem, który robi wspaniałe wrażenie z zewnątrz i nie mniejsze z wewnątrz. Nad bazyliką pracowali miedzy innymi Rafael Santi i Michał Anioł. Znajdziemy tu też Pietę Michała Anioła, jedyne podpisane przez niego dzieło.

bazylika sw. piotra
Bazylika św. Piotra i jej wnętrze

O Bazylice napisano już wiele, więc z ciekawostek powiemy Wam tylko tyle, że na fasadzie stoi 11 rzeźb apostołów wraz z Jezusem i Janem Chrzcicielem, nie ma zaś św. Piotra. Rzeźby mają prawie 6 m wysokości, a co interesujące, ich plecy są prawie całkiem płaskie, niewyrzeźbione.

Na placu watykańskim był kiedyś (w I w n.e) cyrk Nerona, czyli stadion, na którym zabijano pierwszych chrześcijan. Na jego środku stał obelisk, który w XVI wieku przeniesiono przed wznoszoną bazylikę, którą zresztą stawiano na już istniejącej bazylice, tylko mniejszej. Co więcej, ten pierwszy kościół został wybudowany na  grobach chrześcijan. Przypuszczano, że w jednym z grobów pochowano świętego Piotra (znajduje się on pionowo pod ołtarzami obu bazylik), dopiero w XX wieku przeprowadzono badania, które potwierdziły, że to mogą być rzeczywiście szczątki świętego Piotra (tj. znaleziono przy grobie inskrypcję „tu jest Piotr” oraz kości białego mężczyzny w wieku około 68 lat, czyli takim, w którym zmarł prawdopodobnie Piotr).

Sam plac watykański otacza portyk Berniniego na którym znajdziemy 140 posągów przedstawiających świętych.  Co ciekawe jednym z nim jest Jacek Odrowąż, jedyny święty z Polski. Znajdziecie go po lewej stronie, na wysokości fontanny (przy okazji – fontanna po prawej stronie jest oryginalnym dziełem Berniniego, ta po lewej to jej kopia).

Oczywiście nierozłączną częścią zwiedzania bazyliki jest wejście na jej kopułę, skąd rozciąga się wspaniały widok na Rzym i ogrody watykańskie. Przy okazji można również rozważyć wizytę w nekropoliach i pierwszej bazylice, o której więcej znajdziecie tutaj.

bazylika swietego piotra watykan
Widok z kopuły świętego Piotra: od góry – plac watykański, ogrody watykańskie, rzeźby na dachu i schody na kopułę

Wirtualnie możecie zwiedzić bazylikę pod tym linkiem: http://www.vatican.va/various/basiliche/san_pietro/vr_tour/index-en.html

Współrzędne GPS: 41.902222, 12.453333

  • Bazylika Św. Jana na Lateranie a jej właściwa nazwa to: Papieska arcybazylika Najświętszego Zbawiciela, św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty na Lateranie. Matka i Głowa Wszystkich Kościołów Miasta i Świata. Jest to bazylika znajdująca się na eksterytorialnej ziemi Watykanu. Wiecie, że właśnie ona jest najważniejszym kościołem świata? Wcale nie Bazylika świętego Piotra. Jan na Lateranie jest bardzo duży i robi wrażenie, choć tak naprawdę najmniejsze ze wszystkich bazylik większych.

    swiety jan na lateranie
    Bazylika świętego Jana na Lateranie i jej wnętrze

W tym kościele znajdziemy ołtarz papieski oraz gotycki baldachim z XIV wieku. Podobno w jego górnej części umieszczone zostały czaszki świętych Piotra i Pawła, ale znajdują się tu też dwie inne relikwie: drewno ze stołu, przy którym Jezus spożywał ostatnią wieczerzę, oraz krople krwi Chrystusa.

Tutaj znajduje się również tron papieski, nad którym możemy podziwiać XIII wieczną mozaikę przedstawiającą Krzyż Święty, Matkę Boską oraz postać fundatora mozaiki, papieża Mikołaja IV.

Mszę przy głównym ołtarzu w bazylice na Lateranie może odprawiać tylko papież. Taka msza odbywa się raz w roku, w Wielki Czwartek.

Za dodatkową opłatą można zwiedzić wewnętrzny dziedziniec Bazyliki, zaś po drugiej stronie ulicy znajdziecie Święte Schody, czyli schody, które według legendy pochodzą z domu Poncjusza Piłata, a Jezus miał być po nich prowadzony na sąd. Schodów jest 28 i są tak cenne, że wierni mogą wchodzić po nich tylko na kolanach.

scala sancta
Po lewej tron papieski po prawej Święte Schody

Wirtualna wizyta w Bazylice św. Jana na Lateranie dostępna jest tutaj: http://www.vatican.va/various/basiliche/san_giovanni/vr_tour/index-it.html

Współrzędne GPS: 41.885906, 12.506156

  • Bazylika Matki Bożej Większejw zestawieniu nie może zabraknąć oczywiście olbrzymiej bazyliki Santa Maria Maggiore, czyli kolejnej świątyni watykańskiej znajdującej się poza terenem Watykanu. Kościół pochodzi z V wieku i jest bogato zdobiony, zwłaszcza ołtarz i kopuła robią wrażenie.  Pod ołtarzem zaś mamy zejście do zdobionego relikwiarza, w którym ponoć przechowywane jest drewno ze żłóbka Jezusa Chrystusa (co jest możliwe, bowiem naukowo stwierdzono, że drewno pochodzi z okolic Palestyny i ma ponad 2000 lat).

Bazylika Matki Bożej Większej
Santa Maria Maggiore i jej wnętrze

W Bazylice mieszczą się dodatkowo: muzeum archeologiczne, do zwiedzenia domy rzymskie za 5 euro, muzeum skarbca papieskiego za 3 euro i ponoć z przewodnikiem możliwe jest zwiedzanie loggii, mozaik i oglądanie schodów Berniniego za 5 euro.

Maria Maggiore do zwiedzenia wirtualnie tutaj: http://www.vatican.va/various/basiliche/sm_maggiore/vr_tour/index-it.html

Współrzędne GPS: 41.8975, 12.498611

  • Bazylika Świętego Pawła za Murami to według tradycji miejsce pochówku świętego Pawła. Czwarty kościół należący do państwa Watykan znajdujący się poza jego murami.

Nas Bazylika urzekła przede wszystkim uroczym patiem przed kościołem i długimi kolumnadami z granitu. Ale w środku znajdziecie również wspaniałe zdobienia, baldachim z mozaikami w stylu bizantyjskim z V wieku oraz, co ciekawe, obrazy przedstawiające wszystkich panujących do tej pory papieży, ze specjalnymi oznaczeniami tych, których uznano za świętych. Obecnie panujący Franciszek został oświetlony dodatkowo snopem światła. Zastanawiamy się, co będzie jak skończy się miejsce na ścianie papieży 😉

Basilica Papale di San Paolo fuori le Mura
Bazylika św. Pawła za Murami, u dołu kolumnada spod spodu

Dzisiejszy wygląd kościoła to rekonstrukcja poprzedniego budynku, który spalił się  prawie całkowicie w XIX wieku.

Za dodatkową opłatą możemy zwiedzić opactwo i dziedziniec klasztoru z VIII wieku.

A tutaj możecie zwiedzić bazylikę wirtualnie: http://www.vatican.va/various/basiliche/san_paolo/vr_tour/index-en.html

Współrzędne GPS: 41.858611, 12.477222

  • Bazylika Świętego Klemensa o niej już wspominałam we wpisie o podziemiach Rzymu. To kościół z XII wieku z pięknym, mozaikowym wnętrzem, ale to co najlepsze kryje się pod bazyliką. Obecny budynek zbudowano na bazylice z IV wieku, którą postawiono na mithreum – pogańskiej świątyni boga Mitry, którą zbudowano na kamienicach, a pod wszystkim przepływa od tysięcy lat rwący potok. Robi wrażenie już samym opisem? To zejdźcie pod ziemię! Bardzo warto.

    święty klemens rzym
    W Bazylice nie wolno robić zdjęć

Współrzędne GPS: 41.889444, 12.4975

  • Święta Sabina to bazylika na wzgórzu Awentyńskim z V wieku. Wnętrze jest inne niż pozostałych świątyń, które odwiedzicie. Surowe i mistyczne, zwłaszcza jeśli będziecie mieć okazję podziwiać wpadające do środka promienie słoneczne. Warto też przyjrzeć się samym oknom. Kiedy budowano bazylikę, rzymianie nie znali jeszcze szkła. Dlatego stworzyli rodzaj bardzo cienkiego gipsu, tak cienkiego, że prześwitywał.

    święta sabina bazylika rzym
    Bazylika Świętej Sabiny

Z innych ciekawostek warto wiedzieć, że Święta Sabina była jedną z najważniejszych bazylik wczesnochrześcijańskich, jedną z nielicznych, która posiadała chrzcielnicę. Zwróćcie też uwagę na 24 kolumny w jej wnętrzu, które pochodzą z antycznych świątyń, oraz na wspaniale zdobione drzwi wejściowe i oryginalną mozaikę z V wieku pod głównymi drzwiami kościoła.

Współrzędne GPS: 41.884444, 12.479722

  • Bazylika Matki Bożej Anielskiej i Męczennikówkościół bardzo interesujący. Został zbudowany w części Term Dioklecjana (przeróbki podjął się sam Michał Anioł) dzięki temu możemy sobie wyobrazić jak wspaniale musiały wyglądać Termy. Aczkolwiek kolorowe marmury, obrazy i zdobienia zostały dodane w XVIII w. Sklepienie wnętrza jednak jest oryginalne, starorzymskie i liczy sobie ponad 1700 lat.

Bazylika kryje w sobie także inne ciekawostki. Po prawej stronie prawej nawy, u góry, możemy zobaczyć świetlik (nie wiem, jak to fachowo nazwać 😉 ), przez który wpadają promienie słoneczne, tworząc na podłodze jasny punkt. Znajduje się tam też kalendarz słoneczny (słynna meridiana papieska z XVIII wieku) i w odpowiednim momencie dnia w południe słoneczne słońce wskazuje miejsce na kalendarzu – miesiąc, dzień, aktualne położenie słońca w znaku zodiaku a także ile czasu zostało do Wielkanocy, lub ile czasu od niej minęło. Był to kiedyś najdokładniejszy kalendarz w Rzymie.

Warto też wyjść na zakrystię, przejdziemy najpierw przez muzeum dotyczące samej bazyliki i term (głównie zdjęcia i opisy), a później na malutkie podwórko typu studnia, obudowane ścianami term.

Santa Maria degli Angeli e dei Martiri kryje jeszcze jeden smaczek – jest nim okulus. Przedstawiający moim zdaniem kosmos, najpiękniejszy ze wszystkich w Rzymie i w ogóle jakie do tej pory widziałam.

Bazylika Matki Bożej Anielskiej i Męczenników rzym
Od góry wnętrze Bazyliki, jej bok oraz okulus i podwórko od zachrystii

Współrzędne GPS: 41.903056, 12.496944

  • Bazylika św. Szczepana po włosku Basilica di Santo Stefano Rotondo al Celio. Jeden z najstarszych kościołów w Rzymie (z około V wieku), o tyle ciekawy, że okrągły (rotondo znaczy po włosku okrągły) św. Szczepan był pierwszym okrągłym kościołem w Rzymie, wzorowanym na Bazylice Grobu Świętego w Jerozolimie. W środku dość surowy klimat, a do samego kościoła idzie się przez podwórko ogrodzone murem zza którego wygląda ogród. Tutaj możemy się poczuć, jakby czas się na chwilę zatrzymał.

    bazylika swietego szczepana rzym
    Wnętrze św. Szczepana

Współrzędne GPS: 41.884444, 12.496667

  • Kościół Santa Maria in Aracoeli to kolejne miejsce, gdzie stykają się chrześcijaństwo z pogaństwem. We wnętrzu znajdziecie kolumny pochodzące z różnych świątyń starorzymskich. Kolumny naprzeciwko siebie są zbliżone wyglądem, ale każda kolejna jest inna. Dodatkową ciekawostką jest fakt, że kościół powstał na świątyni Junony.

W podłogę wbudowane są groby, tutaj jest ich wyjątkowo dużo, trzeba uważać, bo można się potknąć o nierówności płaskorzeźb.

Sam kościół jest z XIII wieku i warto do niego zajrzeć podczas wycieczki po Ołtarzu Ojczyzny, czy w drodze na Kapitol i punkt widokowy na Forum Romanum. Żeby zdobyć kościół trzeba najpierw pokonać wiele schodów, Schody Hiszpańskie przy tym to mały pikuś 😉

Santa Maria in Aracoeli Roma
Wnętrze Santa Maria in Aracoeli oraz fasada kościoła

Współrzędne GPS: 41.893889, 12.483333

  • Bazylika Santa Maria sopra Minerva bazylika ma bardzo niepozorną fasadę, w dodatku ostatnio zasłoniętą rusztowaniami i nie wiedząc, że w środku jest kościół, przejdziecie obok, kompletnie nie zwracając na niego uwagi. A szkoda, bo bazylika to jedyny w Rzymie kościół gotycki. W środku jest dość mroczno, ale nie bardzo ciemno, więc można podziwiać wnętrze. Sklepienia pokryte są namalowanymi świętymi postaciami na tle niebieskiego, rozgwieżdżonego nieba, poza zdobieniami zwraca uwagę wyjątkowy kunszt i bogactwo formy architektonicznej. Jak w wielu innych kościołach znajdziemy tu też groby świętych, ale tylko w tym miejscu zachowała się pamięć o papieżu Pawle IV, Wielkim Inkwizytorze, który kazał zamknąć Żydów w getcie w 1555r. Lud Rzymu nienawidził papieża  dlatego zniszczono jego wszystkie podobizny, odrąbano nawet głowę pomnikowi z podobizną Pawła IV, który postawił sobie na Kapitolu. Ta bazylika jest jedynym miejscem, w którym znajduje się jego herb.

Przy samej bazylice stoi Panteon a przed bazyliką zaprojektowany przez Berninego słoń, dźwigający na grzbiecie egipski obelisk.

Santa Maria Sopra Minerva
Wnętrze kościoła oraz słoń Berniniego na przeciwko wejścia, źródło: wikimedia.org

Współrzędne GPS: 41.898056, 12.478333

  • Kościół Najświętszego Imienia Jezus znany bardziej jako: Il Gesu. Pierwszy jezuicki i jednocześnie pierwszy barokowy kościół, a co za tym idzie zdobienia są bardzo bogate i pełne przepychu. Na podłodze ustawiono lustro, za pomocą którego możemy podziwiać freski na suficie, zamiast zadzierać głowę, a jest na co patrzeć.

    Il gesu rome
    Il Gesu, freski na suficie i odbicie w lustrze oraz nawa główna

Współrzędne GPS: 41.895833, 12.479722

  • Kościół św. Ignacego Loyoli – nawiązuje do kościoła Il Gesu, ale budżet na budowę kościoła był trochę mniejszy. Stąd zastosowanie baaardzo ciekawych fresków wykorzystujących iluzję optyczną, dzięki czemu stworzono niezwykłą, nieoczekiwaną i zaskakującą głębię. Mamy tu fałszywe okna, sztucznie podwyższony sufit oraz – co najlepsze – fałszywą kopułę! M. twierdzi, ze to najciekawszy kościół w Rzymie 🙂

    kosciół ignacego loyoli
    Po prawej sztuczna kopuła, na żywo robi świetne wrażenie, u dołu optycznie podwyższony sufit

Współrzędne GPS: 41.898889, 12.479722

Spacerując po Wiecznym Mieście natkniecie się na jeszcze wiele, wiele innych kościołów i do każdego na pewno warto wejść. Ale jest ich tak dużo, że czasem lepiej wiedzieć, który jest godny zwrócenia uwagi, ale w każdym z pewnością znajdziecie jakąś perełkę lub przynajmniej otoczy Was spokojna atmosfera i przyjemny zapach kadzideł.

Tak jak wspomniałam, największym minusem jest to, że wiele z nich jest zamknięte w środku dnia i często trzeba się obejść tylko smakiem. Dlatego warto wcześniej zaplanować wizytę w konkretnym kościele, a Bazylikę świętego Piotra zostawić na sam koniec, bo po niej istnieje ryzyko, że już nic Was tak nie zachwyci 😉

Natalia i Mikołaj

Jeśli interesuje Cię, co zobaczyć w Rzymie przeczytaj też:

Podziemne miejsca Rzymu

16 ciekawostek o Rzymie, o których mogłeś nie wiedzieć

A jeśli wybierasz się do Rzymu, to sprawdź jak znaleźć nocleg na Airbnb?

Wycieczka wokół murów aureliańskich.

Źródła:
https://pl.aleteia.org/2017/02/20/gdzie-gineli-pierwsi-chrzescijanie-w-koloseum-prawda-jest-inna/
http://www.abcwatykan.pl/bazylika-sw-piotra.html
http://www.adalbertus.katowice.opoka.org.pl/baz_piotr.html
https://histmag.org/Bazylika-sw.-Piotr-aa1-7578
https://www.rzym.it/bazylika-san-clemente
https://voiceofrome.com/swieta-sabina-perla-awentynu/
https://www.rzym.it/bazylika-santa-maria-degli-angeli/
https://www.podrozepoeuropie.pl/bazylika-matki-bozej-wiekszej-rzym/
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bazylika_%C5%9Bw._Paw%C5%82a_za_Murami
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bazylika_%C5%9Bw._Szczepana_w_Rzymie
https://www.rzym.it/wzgorze-celio/
http://albumromanski.pl/album/rzym-kosciol-santa-maria-aracoeli-z-xiii-wieku
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bazylika_Santa_Maria_sopra_Minerva
http://www.krajoznawcy.info.pl/santa-maria-sopra-minerva-8951/2
http://rzym.pl/santa-maria-sopra-minerva.html
http://rzym24.pl/bazylika/bazylika-sw-jana-na-lateranie
[1] https://en.wikipedia.org/wiki/Churches_of_Rome

11 największych rozczarowań Bałkanów i południowej Europy

Europa gdzie nie jechać

Tydzień temu poznaliście miejsca, które najbardziej nam zapadły w pamięć – w pozytywnym znaczeniu, dzisiaj dla odmiany podzielimy się z Wami tym, co nas najbardziej rozczarowało. Kolejność przypadkowa, z północy na południe 😉

  1. Przepaść Macochy (Czechy) – to miał być największy lej krasowy w Czechach i środkowej Europie (138 m). Zdjęcia w Internecie wyglądają zachęcająco, więc mieliśmy smaka na to miejsce.

Okazało się jednak, że po pierwsze bilety na zwiedzanie jaskini trzeba było rezerwować z rocznym wyprzedzeniem (no, może przesadzam, ale dużo wcześniej, zanim przyjechaliśmy) a po drugie przepaść jest zarośnięta i w sumie nie robi większego wrażenia. Na dole ledwo widać jeziorko. Z góry miejsce szału nie robi.

Przeczytaj o wyprawie rowerowej po Czechach.

Przepaść Macochy Czechy
Przepaść Macochy

  1. Villach (Austria) – niby jedno z największych miast Austrii, ale że kraj sam w sobie mało ludny, to i (bodaj) siódme największe miasto jest po prostu dziurą. Tak sennego miasteczka tej rangi dawno nie widzieliśmy, a może i nigdy. Położone fantastycznie – między Karawankami a Alpami, niby atrakcyjne turystycznie, a… puste, bez życia. Może nie wymarłe, ale jakby zamarłe. Dla nas to nawet lepiej, ale mieszkając tam chyba można by się zanudzić. No chyba, że zimą jest lepiej (mają np. skocznię)… Ale jak zimą może w ogóle być pod jakimkolwiek względem fajnie? :p

Podróż po Austrii znajdziesz pod tym linkiem. 

3. Chorwacja – tak, tak. Chorwacja chyba już obrosła na naszym blogu w legendę 😀 ale to dlatego, że pogodę mieliśmy prawie cały czas tak fatalną, że nic tylko płakać (przynajmniej dla mnie była to walka na śmierć i życie, M. znosił niedogodności lepiej). Lało i wiały huragany, jedno i drugie na zmianę albo i na raz. A sam interior kraju też bez rewelacji. Do tego bardzo kiepskie zaopatrzenie w sklepach, ale za to pieruńsko drogo. Więc jak już Chorwacja to lepiej nie, ale jeśli jednak koniecznie tak, to tylko latem i tylko nad morzem 😉

Chorwacja podróż
Jest pięknie tylko po co te chmury?

Jakiej pogody nigdy nie spodziewasz się w Chorwacji?

4. Serbia – w Serbii byliśmy już wcześniej, w 2011 roku, wtedy jej naddunajski wschód nas oczarował, ale reszta kraju wydała się brzydka i nieciekawa (poza Belgradem, który jest brzydki ale ciekawy). Również w tym roku, chociaż zahaczaliśmy tylko o południowo-zachodnie rubieże, to Serbia nas nie zachwyciła (poza tym jednym miejscem – przełomem rzeki Uvac), chociaż mogłaby, gdyby chciała. Ale nie chce. Bardzo dużo porozrzucanych śmieci, „dzikich” wysypisk, zaniedbane okolice, brzydkie i smutne miasta i miasteczka.

O tym, jak zmarzliśmy w Serbii…

serbia podróż
Zdjęcia mówią same za siebie

5. Kanion Matka (Macedonia) – przyznam szczerze, takich miejsc widzieliśmy na pęczki, może dlatego na nas nie zrobił wrażenia. Idziesz wzdłuż góry, po jednej stronie skały a po drugiej jezioro i znowu góra. Niby jest ładnie (i wstęp za darmo) ale wszędzie leżą śmieci, nie widać też niczego przed tobą, bo widoki zasłania zawsze jakiś kawałek skały. Warto też dodać, że spokój tego miejsca zakłóca muzyka z przepływających łódek, która bardzo się niesie po wodzie i wszyscy ją doskonale słyszą. O świergocie ptaków można zapomnieć. Generalnie jednak widokowo nie jest źle, ale żeby tam specjalnie jechać, no to nie.

Wąwóz Macocha Macedonia
Wąwóz Macocha i wszędzie śmieci

  1. Pociągi w Macedoniiminus wielki jak stąd do Skopje. Nie tylko za to jak paskudnie i nieprzyjemnie potraktował nas człowiek z obsługi pociągu (nakrzyczał na nas, że rowerów pociąg nie przewiezie i koniec kropka i w ogóle nie gada z nami), ale też za to, że pociągi w Macedonii w teorii w ogóle nie przewożą rowerów (dość dziwne samo w sobie). Jeden nas jednak przewiózł, ale był w takim stanie, że mieliśmy ochotę wykąpać się w spirytusie, żeby się odkazić 😛

Chcesz wiedzieć więcej o podróży przez Macedonię?

  1. Delfy (Grecja) – Spodziewałam się po samym mieście jakichś rewelacji, sama nie wiedząc w sumie jakich. Okazało się, że samo miasto nie ma nic ciekawego do zaoferowania, to głównie dwie ulice, jedna turystyczna z hotelami i knajpami, druga raczej mieszkalna. Ale w sumie nie ma się co dziwić, Delfy rozbiły się na zboczu wysokich gór, miejsca miały niewiele, a chodziło głównie o opiekę nad wyrocznią. Delfy jednak nadrabiają przyjemną atmosferą i boskim widokiem, ale to Grecja, co się dziwić 😉

Grecja, ach, Grecja! 🙂

Grecja Delfy rowerem
U góry od lewej: widok na wyrocznię delficką, widok z Delf na morze, na dole: uliczki w samych Delfach

  1. Alberobello (Włochy) – o Alberobello krążą prawie legendy, jak tam pięknie, uroczo, cudownie. Okazało się jednak, że to przede wszystkim miasto jakich wiele, nie ma w nic ciekawego poza tą jedną małą dzielnicą (?) białych trulli. I rzeczywiście, całkiem jest tam ładnie, ciekawie i dość niezwykle, ale żeby zaraz szaleć z zachwytu? Dodatkowo pewniej „dziwności” temu miejscu nadaje fakt, że w trullach mieszkają ludzie. Normalnie sobie żyją. Jak byście się czuli, gdyby wam codziennie zaglądali w okna ciekawscy turyści i robili zdjęcia wszystkiego dookoła? Na plus miastu trzeba zaliczyć, że kupiliśmy tam najwspanialszy chleb na całej wyprawie, a może i w życiu 🙂 A w ogóle to M. się nie zgadza z moją oceną Alberobello – jemu się podobało. Więc cóż tu się dziwić, ze innym też? 😉

Alberobello podróż
U góry po lewej, widzicie panią w mieszkaniu?

  1. Półwysep Gargano (Włochy) – Miejsce bardzo ładne, ale we Włoszech są o wiele ciekawsze i dużo piękniejsze miejsca (chociażby Amalfi). Dlatego Gargano znajduje się na tej liście, bo miały być zachwyty a było „tylko” bardzo ładnie 😉

Półwysep Gargano
Gargano, widzicie te chmurska?

Od Bari do Rzymu rowerem.

  1. Kefalonia (Grecja) – sama wyspa niezbyt nas oczarowała, poza jaskinią Melissani właściwie nie była miejscem, które nam zapadło w pamięć. Dużo lasów, mało widoków, plaże bez dodatkowych atrakcji (typu klify i urwiska) 😉 No, ale był big, więc obecność (dla M.) obowiązkowa 😉

    podroz na Kefalonię
    Ale źle nie było…

Chyba już gdzieś pisałam, że zakochałam się w Grecji  😀

  1. Volos (Grecja) – miasteczko, które Grecy nam zachwalali jako przepiękny kurort. A jego jedynym urokiem było to, że znajdowało się nad morzem i u stóp gór (aczkolwiek niezaprzeczalna zaleta, to trzeba przyznać). Volos przypominał trochę Sopot. Tylko widoki lepsze 😉

Volos Grecja podroz rowerem
Volos, Grecja

Na szczęście miejsc, które rozczarowały, było dużo mniej, niż tych, które miło zapadły w pamięć i dlatego trzeba się było postarać, żeby również i tutaj dobić do 11 😉

A tu znajdziesz linki o tym, co było najfajniejsze i jak nam się podróżowało przez Bałkany i południe Włoch:

11 najlepszych miejsc w południowej Europie i na Bałkanach.

Podsumowanie I etapu wyprawy.

 

Natalia i M.

Podsumowanie I części wyprawy

Europe by bike

Skoro osiedliliśmy się w Rzymie, to znaczy, ze uporaliśmy się z naszym pierwszym etapem europejskiej wyprawy. Spróbujemy ją podsumować 😉

Początki

Na początku było oczywiście dużo strachu ale i podekscytowanie. Dużo płaczu a potem miłe odwiedziny we Wrocławiu, na pożegnanie. A kiedy wsiedliśmy  we wrocławski pociąg i wysiedliśmy w Bystrzycy Kłodzkiej, to się zaczęło…

Czechy

Czechy rowerem
Granica polsko – czeska

Przez Morawy przelecieliśmy w kilka dni. Pogoda nam dopisywała, w zasadzie dni były upalne, ale same okoliczności nie za bardzo.  Krajobrazy, chociaż ładne, to nas nie porwały, ruch na szosach był bardzo duży (rozpędzone tiry śmigały tuż obok nas, jeden za drugim), a jeden z czeskich kempingów dołożył swoje trzy grosze, żeby nam uprzykrzyć życie (dziki tłum i chaos, dziwne prysznice na żetony poza kabiną, cztery minuty na umycie się, ogólny zgiełk i hałas). Początkowa radość z przekroczenia pierwszej granicy trochę gdzieś wyparowała.

O czeskiej podróży i kempingach z piekła rodem przeczytasz tutaj.

Austria

Austria czy warto jechać
Austria jak z obrazka 🙂

Z przyjemnością więc opuściliśmy kraj piwa i smażonego sera, żeby wkroczyć do porządnickiej Austrii.

Spędziliśmy w niej dość dużo czasu, miedzy innymi za sprawą koleżeńskiej gościny, dzięki której mogliśmy pomieszkać w Wiedniu kilka dni. Pobyt w mieście wypadł trochę za wcześnie, kiedy wciąż mieliśmy siłę i energię, aby podróżować, ale było to i tak wspaniałe doświadczenie. Czuliśmy się jak na urlopie, tylko lepiej 😉 Mogliśmy oglądać Wiedeń spokojnie, bez patrzenia na zegarek i w kalendarz. Chociaż, trzeba przyznać, nasze myśli ciągle gdzieś zaprzątały sprawy służbowe. Ciężko ot tak przestać myśleć o czymś, co było ważne przez kilka czy kilkanaście lat.

W każdym razie po Wiedniu ruszyliśmy dalej, zachwyceni Austrią, zwłaszcza ja, bo M. już bywał tutaj wielokrotnie. Soczysto zielone, równo przycięte trawniki, zadbane, śliczne domki z kolorowymi kwiatami, łąki i majestatyczne góry. Naprawdę pięknie. Kto uważał, że Austria to nudny kraj musi zweryfikować swoje przekonania 😉 I wcale nie jest tak sztywno, jak się Wam wydaje 😉

Przeczytaj więcej o Austrii!

Słowenia

czy warto jechać do słowenii
Słoweńskie uroki

Po Austrii wjechaliśmy w uroczą Słowenię. Zaskakująco śliczną, znowu jak z obrazka. Alpy, wodospady, rzeki, zielone łąki i trochę morza. Znajdziesz tu wszystko, czego Ci trzeba. W dodatku jest niezbyt drogo i mają pyszną pizzę i dogadasz się po polsku 😀

Chcesz wiedzieć więcej o urokliwej Słowenii? 🙂

Chorwacja

kiedy jechać do chorwacji
Chorwacjo, cóżeś nam uczyniła…

Wraz z opuszczeniem Słowenii zmuszeni byliśmy pożegnać się z dobrą pogodą. I z jedzeniem 😉

To smutne, ale z Chorwacji zapamiętaliśmy głównie fatalną pogodę, wysokie ceny oraz fatalny asortyment w marketach spożywczych. Dużo deszczu, zimno, bardzo wietrznie a do tego nic dobrego do jedzenia. Oczywiście linia brzegowa jest wspaniała i widoki (o ile pogoda pozwoliła nam w ogóle stanąć i podziwiać) zapierały dech, ale prawie każdy dzień to była walka. Bardzo ciężkie chwile sprawiły, że kryzys przyszedł trochę wcześniej niż powinien był. O kryzysie zresztą chyba zresztą napiszemy nieco więcej innym razem 😉

Zwycięstwo odnieśliśmy nad Jeziorami Plitwickimi, przez które utknęliśmy gdzieś w środku niczego, na słabej kwaterze, a niebo dzień w dzień miało kolor ołowiu… Ale w dniu w którym postanowiliśmy uciekać stamtąd za wszelką cenę i albo obejrzeć Jeziora albo je odpuścić, przestało padać. Było zimno i mokro, ale na szczęście udało nam się zwiedzić ten przeklęty Rezerwat 😉 A warto było, bo miejsce jest naprawdę przewspaniałe – jedno z najpiękniejszych, jakie widzieliśmy w życiu…

Nie był to jednak koniec złej passy pogodowej. Dość chyba napisać, że kiedy my przeczekiwaliśmy straszliwą wichurę i ulewę w Makarskiej, Zagrzeb zalało tak bardzo, że ewakuowali szpital. Mimo fatalnego samopoczucia i jeszcze gorszej pogody przesuwaliśmy się w stronę Bośni, na południe, gdzie miało być lepiej.

Przeczytaj cały wpis o chorwackich przygodach…

Bośnia i Hercegowina

Bośnia czy warto jechać
Bośniackie widoki

No i nawet było. Bośnia przywitała nas słońcem, lepszym (choć nie żeby zaraz dobrym) asortymentem w sklepach i niskimi cenami. Postanowiliśmy też spędzić kilka dni w Sarajewie, zwiedzić miasto i nabrać energii na dalszą trasę.

Okazało się jednak, że chyba popełniliśmy błąd, bo dni które nastały po wyjeździe z Sarajewa znów były chłodne i deszczowe, a te spędzone w mieście oczywiście słoneczne. W takich okolicznościach nietrudno o złe samopoczucie.

Dobrze, że wjechaliśmy w kraje, gdzie było tanio, bo kempingów na naszej trasie nie znaleźliśmy żadnych, pogoda zresztą temu nie sprzyjała, za to dostępne były bardzo miłe kwatery w niewysokich cenach.

Relacja z wyprawy po Bośni i odwiedzin w magicznym Sarajewie.

Serbia

Serbia co zwiedzić
Serbia i kanion rzeki Uvac

Podróżując po tym kraju aż żal patrzeć na to, że chociaż Serbia ma bardzo duży turystyczny potencjał (np. rzeka Uvac, oszałamiające miejsce), to niestety jest straszliwie zaniedbana i zaśmiecona. Zresztą, dotyczy to całych Bałkanów, lepiej jest dopiero w Grecji.  Ale Serbia wypada wyjątkowo blado i biednie nawet na tle innych republik byłej Jugosławii, nawet w porównaniu z dotkniętymi wojną Bośnią i Kosowem! Przynajmniej taki obraz jawi się w południowej części kraju, przez którą przejechaliśmy. Nieotynkowane domy, zatłoczone i zasmrodzone miasta, wszędzie sterty śmieci… A to wszystko w otoczeniu pięknych gór, głębokich dolin, wąwozów, kanionów i innych miejsc, które mogłyby sprawić, że wizyta w tym kraju byłaby czystą przyjemnością…

O tym jak marzliśmy w Serbii przeczytasz tutaj.

Kosowo

Kosowo wojna
Kosowska polana spalona letnim słońcem

W Kosowie pogoda znów nie rozpieszczała, a na do widzenia nie dość, że nas zlało to byliśmy totalnie ubłoceni. Kraj jest w ciągłej budowie, więc szosy nieustannie pokryte są piaskiem i gliną, które w upalny dzień zmieniają się w trudny do zniesienia pył, a w deszczowy w okropne strumienie błota.

Ale za to w Kosowie rozpoczął się czas pysznego (i taniego) jedzenia. Na każdym rogu można znaleźć knajpkę – bar szybkiej obsługi serwujący tutejsze mięsne specjały (czewapczi) w gorącej bułce z grillowaną papryką lub bakłażanem albo przepyszną surówką z białej kapusty. A do tego tani ayran.

W stolicy kraju spędziliśmy dwa dni, przy okazji przeczekując, w zamierzeniu kiepską pogodę. Ale deszcz nie raczył spaść, kiedy na niego czekaliśmy, a dopiero, gdy ruszyliśmy w dalszą drogę 😛

Skocz do Kosowa 🙂

Macedonia

Macedonia czy warto jechać
Macedonia, zachód słońca

Pozostawaliśmy nadal w obszarze pysznego i taniego mięsnego jedzenia, oraz niezbyt letniej pogody, choć trzeba przyznać, że powoli się poprawiała. W stolicy Macedonii, Skopje, spędziliśmy dwa pełne dni, oglądając to niesamowite miasto. Sama Macedonia też zresztą jest bardzo urokliwa i powoli próbuje to wykorzystywać turystycznie, chociaż jeszcze jej trochę brakuje. Niezbyt zadbana, zaśmiecona no i pociągi nie przewożą rowerów. Żadne. Nie bo nie (nie wierzysz? To przeczytaj post o Macedonii!)

Albania

Albania co zobaczyć
Albańskie krajobrazy

W Albanii wreszcie zaświeciło na dobre słońce ale i skończył się obszar w którym byliśmy w stanie się dogadać. Albański ni w ząb nie był dla nas, nauczyliśmy się raptem słówek „mięso” i „dziękuję” 😀

Skończyły się też bary mięsne, ale pojawiły się piekarnie z przepysznym chlebem i fantastyczny sos/potrawka paprykowo serowa. No cóż, coś za coś 😉

W tym kraju przyszło mi się rozchorować. I to w mieszkaniu, w którym wyłączali wodę na cały dzień. Podobno nie było to normą, ale podczas naszego trzydniowego pobytu tam zdarzało się to codziennie (i trwało bez przerwy, od rana do wieczora). Pierwszy raz byliśmy nieźle zdziwieni, ale gospodarz był przygotowany i przyniósł nam baniak z wodą. No więc na pewno była to niespodziewana przerwa w dostawie 😛 Warto dodać, że żadna cysterna z wodą się nie pojawiła w tym czasie, a okoliczne bary miały wodę w kranie.

W każdym razie w Albanii było bardzo tanio, zwłaszcza jeśli chodzi o kwatery, więc poza nadprogramowym pobytem chorobowym w nadmorskiej Vlore, spędziliśmy jeszcze dodatkowe dni w Sarandzie, zanim wybraliśmy się na prom na Korfu.

Warto wspomnieć, że Albania urzekła nas widokami i zaskoczyła pozytywnie mieszanką dzikości i cywilizacji (osiołki na ulicach i jednocześnie mercedesy), przemiłymi ludźmi i tym, że kierowcy są mniejszymi wariatami niż ci kosowscy 😛

Przypomnij sobie Albanię!

Grecja

Grecja rowerami
Ach ta Grecja 🙂

A w Grecji to już wiadomo. Wspaniałe widoki, dobre jedzenie, przepyszny jogurt za którym tęsknimy, piękna pogoda i wysokie ceny 😛

Dopiero końcówka pobytu, czyli koniec października, zrobiły się trochę bardziej chimeryczne, niebo się chmurzyło, na Zakynthosie spotkała nas burza z ulewą.

Ale przyznajemy bez bicia, w tym kraju podobało nam się najbardziej ze wszystkich podczas  tego etapu 😉

Tędy wrócisz do Grecji:)

> Grecja Błękitno-oka

> Pożegnanie z Grecją

> 10 rzeczy za które kochamy Grecję

Podsumowanie

W każdym razie początek wyprawy obfitował w kraje piękne, choć czasami drogie (Austria, Chorwacja, Grecja), a kiedy dopadł nas fatalny pech pogodowy w Chorwacji tak opuścił dopiero na dobre w Albanii.  Przez te niedogodności I etap był cięższy, niż powinien.

Poza tym Bałkany stały się męczące. Chyba nie nadajemy się na podróżników po dzikich krajach 😉 Te niezliczone sterty śmieci, zaniedbane okolice, szwendające się wychudzone psy i koty.  Asortyment w sklepach wszędzie w zasadzie taki sam, dopiero w Grecji mogliśmy trochę poważniej pobuszować między półkami, ale tutaj wstrzymywały nas ceny. Bałkańskie widoki chociaż wspaniałe, to nie wzdychamy do wspomnień o nich (no, może do Czarnogóry, ale jej i tak nie było w tym roku 😉 ), poza Grecją, która na każdym kroku udowadnia, dlaczego jest co roku szturmowana przez turystów.

Niepodważalną jednak zaletą krajów, które do UE nie należą, są ceny, również kwater czy hoteli. Zdarzało się 10 euro za mieszkanie (!) za noc. Standard każdego z nich był co najmniej przyzwoity (jeśli nie liczyć czasem jakichś przygód z wodą, czy windą zatrzymującą co drugie piętro :P)

Jeśli chodzi zaś o dystans, przejechaliśmy ponad 5000 km. (M. w zasadzie ponad 5800 km. Ja trochę mniej.) Warto też zauważyć, że ani razu nie spotkała nas żadna przykra sytuacja ze strony ludzi,  nawet w przypadku szalonych kierowców.

Teraz przed nami prawdopodobnie dalsza część Europy, północna. Prawdopodobnie, bo ciągle gdzieś tam z tyłu głów pozostaje plan Ameryki Południowej, ale chyba się na niego nie zdecydujemy. Wznowienie drugiego etapu wiosną, a tymczasem poznajmy Rzym i Włochy 🙂

A tędy przeniesiesz się w czasie 🙂

> Bella Italia!

> Wieczne Miasto

> 16 ciekawostek o Rzymie

> Watykan

Natalia i Mikołaj

Travel by bikes
A to już widok z Włoch 🙂