Macedonia
Macedonia to kraj o nazwie do której, według Greków, prawa mają tylko Grecy, jako do historycznie greckiego obszaru (a państwo Macedonii obejmuje tylko jego część, zaś mieszkańcy nie są Macedończykami tylko ludnością słowiańską), w związku z tym inną, obowiązującą nazwą jest FYROM czyli Former Yugoslav Republic of Macedonia co znaczy Była Jugosłowiańska Republika Macedonii. Macedonia ma więc problem. Część krajów uznaje nazwę macedońską, a część fyromską. I trzeba uważać do kogo się mówi o tym państwie, zwłaszcza w przypadku Macedończyków i Greków.
W każdym razie do tego kraju wjechaliśmy zmarznięci i przemoczeni. W 2012 roku, gdy przekraczaliśmy granicę, upał był nie do wytrzymania a teraz założyliśmy na siebie po kilka warstw ubrań i wciąż szczękaliśmy z zimna.
Skopje
Najważniejsze jednak, że w naszej kwaterze był kaloryfer 🙂 W Skopje zaplanowaliśmy dwudniowy pobyt w dość miłym domku niedaleko centrum, w przyjemnej, cichej dzielnicy (nie licząc szkoły naprzeciwko kwatery, która w piątek nie dawała o sobie zapomnieć 😉 ).

Pierwszy dzień, przy dość pochmurnej pogodzie, spędziliśmy na mieście, które nam bardzo przypadło do gustu. Po pierwsze dlatego, że przypomina Łódź (oczywiście nie w samym centrum i kilka lat temu, no i gdyby nie te góry na horyzoncie.. w zasadzie to wcale nie jest podobne :D), a po drugie bo jest inne od wszystkich stolic.

W 1963 roku trzęsienie ziemi zniszczyło około 80% zabudowy miasta. Rozpoczęto więc odbudowę. Pierwszy jej etap zakończył się w 1980 roku a drugi rozpoczął w 2010 roku i został nazwany projektem Skopje 2014. Wybudowano więc około 20 nowych budynków oraz wypełniono wolną przestrzeń pomnikami postaci związanych z krajem. Mieszkańcy nie byli zadowoleni, że państwo wydaje grube miliony na monumentalne budowle zamiast zadbać o potrzeby miasta (to widać chociażby po wyglądzie chodników i fasad bloków – są w kiepskim stanie) i dali upust swoim emocjom w kolorowej rewolucji, której ślady można odnaleźć na fasadach niektórych budynków.

Skopje budzi więc bardzo wiele kontrowersji. Jedni uważają, że jest to stolica kiczu inni są zachwyceni. Nam się podobało, chociaż miasto wzbudzało czasem nasz uśmiech, bo jest jednocześnie patetyczne, trochę kiczowate, trochę „urwane z choinki”, ale bardzo ciekawe i ma dobrą atmosferę.
Natomiast druga twarz Skopje to Mały Istambuł. Tak nazywana jest muzułmańska część miasta. Druga w Europie po tej w Sarajewie. Małe, stare budyneczki, meczety, tureckie kawiarnie i herbaciarnie. A do tego fantastyczny bazar, na którym zaopatrzyliśmy się w diabelnie słone oliwki, sałatę (wreszcie! Sałaty nie widzieliśmy chyba od Austrii) i napatrzyliśmy się na kolorowe tony papryk, warzyw, przypraw i tureckich słodkości. Niestety, nawet tutaj nie mieli rzodkiewek 😛

Kanion Matka i wieczorne Skopje
Drugiego dnia wybraliśmy się do Kanionu Matka. Dojazd trochę dał nam w kość, bo okazało się, że trzeba się przedrzeć przez wąską, remontowaną szutrową drogę, zakorkowaną przez wielkie autobusy i smrodzące stare auta. Na szczęście z powrotem ruch zniknął jak ręką odjął. Sam kanion jednak nie zrobił na nas dużego wrażenia. Wzdłuż skał poprowadzona jest piesza ścieżka z której można podziwiać olbrzymie góry schodzące do wody. Miejsce ładne, chociaż niestety bardzo zaśmiecone 😦 Fajnie, że wejście było bezpłatne. Po tej wycieczce wieczorem wyskoczyliśmy jeszcze na miasto nocą. Budynki – nowopowstałe „zabytki” są specjalnie oświetlone (światłem kolorach macedońskiej flagi – czerwonym i żółtym), co nadaje im uroku. Bardzo nam się podobał pobyt tutaj, a i pogoda powolutku zaczęła się poprawiać.


Przygody z macedońskimi pociągami
Po przyjemnym pobycie w Skopje ruszyliśmy na pociąg do miejscowości Wełes, żeby oszukać pewien pagórkowaty kawałek trasy pociągiem. Pani w kasie nie chciała nam sprzedać biletów, bo koleje macedońskie nie przewożą rowerów, ale przekonaliśmy ją, żeby jednak to zrobiła, a gdy doszło co do czego, to konduktorzy nawet nie zwrócili na nas uwagi.
Tak bardzo, że wsiedliśmy do pierwszego wagonu, na pomoście, tuż za lokomotywą i nikt nam nie powiedział, że drzwi się nie zamykają (!) a te po drugiej stronie, że się nie otwierają… Zgadnijcie, po której stronie był peron w Wełesie, jeśli wszystkie po drodze były od strony otwartych drzwi? 😀 Musieliśmy więc zeskakiwać z pociągu na tory i po kolei zdejmować sakwy i rowery… ale daliśmy radę. Swoją drogą pociąg ze Skopje był w strasznym stanie, chyba nie czyszczony od czasów, gdy powstała Jugosławia… aż strach było czegokolwiek dotknąć, nie mówiąc o siadaniu w fotelach (ale i tak usiedliśmy).
Po pociągu i kilkudziesięciokilometrowej drodze po wzgórzach czekał nas podjazd w szutrze. Ciężko i długo nam się jechało, więc myśleliśmy z przyjemnością o drugim pociągu po zjeździe z przełęczy, w Prilepie. Tutaj też w kasie nas ostrzegali, że rowerów nie wolno przewozić, ale postanowiliśmy spróbować, jeszcze nigdy nie było przecież problemów.
Kiedy przyjechał pociąg, byliśmy miło zaskoczeni. Nowy, niskopodłogowy, dużo miejsca w przedsionkach. Ale na nasz widok zaraz wyskoczył na peron jakiś służbista krzycząc na nas, że z rowerami to nie, nie, nie. Nie można, nie wolno, nie i nie. Bo nie. Bardzo nieprzyjemny typ. Próbowaliśmy z nim rozmawiać, zwłaszcza, że skład był prawie pusty i miejsce naprawdę było, ale zdało się to na nic i ostatecznie musieliśmy zwrócić bilety. Do Bitoli pozostawało do przejechania 40 kilometrów, na szczęście w płaskim terenie. Było już jednak po 17, więc zanim dotarliśmy na miejsce (po trochę ponad dwóch godzinach) to zrobiło się już ciemno. Na szczęście nocleg był przyjemny, łóżko szerokie i wygodne a pod nosem bar szybkiej obsługi, który serwował pyszne frytki z warzywami i pljeskawicą za 3 euro dwie porcje. Mniam! 🙂
Wjazd do Albanii
Rano, trochę obolali po wymagającym poprzednim dniu, ruszyliśmy w stronę Albanii (przy okazji ratując żółwia przed rozjechaniem go na szosie). Dzień był wreszcie słoneczny, przed granicą drogi zrobiły się puste a okolica bardzo przyjemna, zaś po Albańskiej stronie nawet przepiękna.


Kolejne dni w drodze minęły nam spokojnie. Trasa była łatwa a pogoda słoneczna. W zasadzie zrobił się nawet lekki upał, nareszcie! 🙂 Jechaliśmy wzdłuż Jeziora Ohrydzkiego, niestety po tej stronie nie jest już tak pięknie jak po macedońskiej, a Albańczycy nie potrafią zadbać o turystykę w swoim kraju. Komfort w hotelach owszem, ale kraj bardzo zaśmiecają i zaniedbują. I do tego te biedne psiaki szwendające się wszędzie, które raz wyglądają lepiej, raz gorzej. Ale zawsze ich żal.
Na razie jednak we Vlorze złapała nas gorsza prognoza na piątek i sobotę oraz moje przeziębienie, postanowiliśmy więc je przeczekać przez dwa (ostatecznie jednak trzy) dni. Pogoda nawet nie była taka zła, ale albańskie przeziębienie dość paskudne, więc wyleżałam się z przyjemnością. Ten czas oczywiście nie był pozbawiony przygód, ponieważ okazało się, że nasz blok, jako jedyny w okolicy, nie miał wody przez cały piątek (od 9 rano do 23 wieczorem), oraz pół soboty. A do tego bardzo cienkie ściany i budowa nowych bloków z dwóch stron (mamy dwa balkony, każdy wychodzi na inną budowę) dostarczają nam niezapomnianych, różnorodnych wrażeń dźwiękowych (w tej chwili ktoś gdzieś śpiewa, cały wczorajszy poranek dziecko w mieszkaniu nad nami rzucało pieniążkiem o kafelkową podłogę, robotnicy wiercą i kłują ściany) 😛 Ach te przygody… 😛
Jeszcze Wam opowiemy trochę o Albanii (przeczytaj post: czy Albania da się lubić?) a tymczasem musicie wiedzieć, że mają tu najpyszniejszy chleb w całej Europie 🙂 szok 😉
Natalia
Już myślałem, że się tego podobieństwa Skopje do Łodzi nie dopatrzę, ale w końcu na zdjęciu z muzułmańskiej części miasta, na prawym zdjęciu. Potwierdziło się w stu procentach 😉
Twoje zdjęcia to osobny temat. Pod każdym względem zasługują na pochwałę: dobór obiektu, kadrowanie, jakość techniczna i ten świetny montaż! po 3 sztuki w jednym! Zdrówka życzę 🙂
PolubieniePolubienie
No właśnie, to Skopje to drugie Łódź! 😄
Co do zdjęć, to chyba aż tak dobrze nie jest, ale dziękuję 😃 aczkolwiek czasem jakieś cyknie też Mikołaj 😀
PolubieniePolubienie
Witam serdecznie,
Trafiłem na Twoją stronę w poszukiwaniu informacji odnośnie jazdy na rowerze w Macedonii oraz Albanii. Jestem zapalony rowerzystą amatorem i wybieram się w tamte rejony na zasłużony urlop. Mam do Ciebie parę pytań związanych z wyjazdem i będę bardzo wdzięczny jeśli zechcesz opisać swoje spostrzeżenia odnośnie tego regionu Bałkanów. :
1) Jakie rowery zabrać na wyjazd, podróżujemy samochodem wiec dla mnie bez znaczenie, czy typowy rower szosowy zda egzamin na ich drogach? Czy też jakość asfaltu nie nadaje się na kolarkę i zabrać tylko MTB?
2) Jaka jest kultury jazdy lokalnych kierowców, wyprzedzają na wariata i jeżdżą pod prąd czy raczej jest bezpiecznie?
PolubieniePolubienie
Cześć 🙂
Na naszej trasie szosy były przeważnie w porządku, ale były też takie, gdzie asfalt zerwał się już dawno temu 😉 Wydaje mi się, że bezpieczniej jest wziąć rower jednak z amorkiem.
Jeśli chodzi o kulturę jazdy w Macedonii to nie przypominam sobie, żeby kierowcy jakoś bardzo szaleli, chociaż przepisy traktuje się z lekkim przymrużeniem oka. W Albanii również, trzeba uważać, bo zdarza się wyprzedzanie na „gazetę”, albo na trzeciego tuż przed rowerzystą. No i trzeba się przygotować, że w miastach może być olbrzymi ruch.
PolubieniePolubienie