Święta w domu i za granicą. Wady i zalety.

W zeszłym roku spędzaliśmy święta za granicą, w Rzymie (przeczytaj: jak nam się żyło w Rzymie albo: święta w Rzymie). I trzeba przyznać, że było to doświadczenie niezwykłe.

Zawsze mi się marzyło wyjechać zimą w ciepłe miejsce. Rzym może pod tym względem nie spełnił wszystkich oczekiwań, ale okazał się wystarczająco dobry. Jednak pogoda to nie wszystko.

Czym różniły się takie święta w podróży od tych spędzanych w domu z rodziną?

Pogoda. Jak już powiedziałam, święta we Włoszech różniły się od polskich pogodą. W Rzymie większość grudniowych dni była słoneczna. Nawet jeśli było chłodno to świeciło słońce. Deszcz zdarzał się rzadko a szarych dni było tyle, ile u nas pogodnych w grudniu 😉

Myślę, że mieszkańcy Italii nie cierpią na jesienną chandrę.

Brak gonitwy za prezentami. Z Jednej strony odpadła coroczna łamigłówka, co komu kupić i jaki budżet przeznaczyć na prezenty, a z drugiej trochę żal było wiedzieć, że nie można bliskim sprawić radości.

Brak prezentów pod choinką. Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam patrzeć na stosik paczuszek, zapakowanych w kolorowe papiery,piętrzących się pod choinką. I jakoś wcale z wiekiem nie mija ten dreszczyk podniecenia w oczekiwaniu na moment rozdania 🙂 A potem i otrzymywanie i widok, jak ktoś cieszy się z tego, co my mu podarowaliśmy są jednymi z najfajniejszych chwil podczas Bożego Narodzenia.

W przypadku świąt z dala od domu musiało nas to ominąć.  

Brak rozczarowań. Oczywiście brak prezentów działa też w drugą stronę, bo kto z nas nie dostał nigdy czegoś, co wywołało u niego w najlepszym razie konsternację? 😉 Więc święta na wyjeździe na pewno oszczędzają nam takich sytuacji.

Brak świątecznych potraw. No cóż, grudzień bez czerwonego barszczyku, pierożków i serniczka to trochę jak nie grudzień 😉 I to nie tylko chodzi o to, że nie siedzieliśmy przy wigilijnym stole. Tych polskich potraw zwyczajnie nie było we włoskich sklepach.

Możliwość zobaczenia jak się świętuje w innym kraju. We Włoszech okazało się, że świąteczne dekoracje, światełka, choinki pojawiają się dopiero po 6 grudnia, kiedy uroczyście zapala się lampki na watykańskiej,wielkiej choince, stojącej na placu Świętego Piotra. W sklepach pojawiło się mnóstwo potraw z owoców morza – głównie z krewetkami; mrożone, świeże, w sałatkach, jako nadzienie np. do ravioli. Pojawiły się też inne potrawy jak na przykład il cotechino; okropna kiełbasa ze świńskich podrobów, ciasto panettone czy różnego rodzaju ciastka (np. przypominające nasze faworki tylko z kolorowymi, cukrowymi kulkami)

Czy czytałeś już wpis: o 20 najlepszych potrawach, jakie jedliśmy w czasie podróży

Brak rodzinnych spotkań. Troszkę było tęskno i smutno, co tu dużo mówić. Zwłaszcza mając świadomość, że w tej chwili trwa świąteczne spotkanie

Święta dla rodziny też były trochę inne. Nie było nas więc im też było ciężej cieszyć się z tego świątecznego okresu i prezentów.

Obżarstwo! Oczywiście, we dwójkę też można się objeść ale nie jest to jednak ten poziom obżarstwa, który zdarza się na Wigilii.. 😉 Więc tutaj jednocześnie plus i minus, no bo jak to tak, w święta nie najeść się pierogów, rybki, kapustki i nie dopchnąć wszystkiego maminym makowczykiem?

Z jednej więc strony święta w Rzymie były czymś niecodziennym, ale z drugiej upychanie po kryjomu prezentów, konspiracyjne odbieranie paczek i pakowanie tych wszystkich rzeczy ma swój bardzo duży urok.

No i do tego polskie śledziki, barszczyk, pierogi i ciasto sprawiają, że Wigilia w domu z najbliższymi, nawet gdy za oknem plucha i zimno, jest mimo wszystko fajniejsza od świąt tylko we dwójkę, nawet we Włoszech 😉

Natalia

Jak nam się żyło w Rzymie?

rzym przeprowadzka

Kto z Was nie chciał czasem rzucić wszystkiego i przeprowadzić się w inne miejsce na świecie? Jakieś dolce far niente na ciepłym południu albo hyggowanie na chłodnej północy…

Przeczytaj, jak to jest rzucić wszystko?

Teraz, kiedy w zasadzie nie ma granic, zwłaszcza w Unii Europejskiej, można sobie na to pozwolić. Spakować manatki, pozamykać sprawy i rozpocząć życie od początku gdzieś pod palmami. Czy to jednak faktycznie takie proste i łatwe?

Kiedy przybyliśmy do Rzymu byliśmy zachwyceni (pod tym linkiem znajdziesz relację z pierwszego tygodnia w Wiecznym Mieście). Pogoda, jedzenie, palmy, papugi, zielono i pięknie a ludzie jacyś tacy radośniejsi.

życie w rzymie
Pierwsze zachwyty

Szybko się jednak okazało, że na szczęście i dobre samopoczucie składa się coś więcej niż to, co widzimy za oknem. I chociaż słońce mnie grzało wtedy, kiedy w Polsce nastał okres chmurny i deszczowy, to nie do końca było to, o co mi chodziło.

Począwszy od mieszkania, które wynajmowaliśmy, a które okazało się nie być pozbawionym wad, mimo, iż na wyborze lokum spędziliśmy wiele dni i tygodni.

Przeczytaj, jak wynajmować mieszkanie przez AirBnb.

Tuż za oknem mieliśmy pub i inną, wysoką kamienicę, więc o ładnym widoku mogliśmy zapomnieć. Nie wspominając już o ciągłej palarni pod naszymi oknami (a mieszkaliśmy na niskim parterze).

Drugą sprawą była wilgoć w mieszkaniu. Pranie nie schło, a zapachów obiadowych nie sposób było wywietrzyć.

Jedyną wentylację stanowiła mała kratka nad piecykiem gazowym. Otwieranie okien też nie przynosiło pożądanych efektów, bo wszystkie okna wychodziły na wąską uliczkę z sąsiadującą kamienicą. Dopiero jak otwieraliśmy drzwi na klatkę schodową, to jako tako się wietrzyło. A ile można mówić sąsiadom buongiorno, leżąc na kanapie

No i ciągle nas bolały głowy w tym domu. A oprócz tego mieszkanie okazało się niezbyt funkcjonalne i wygodne.

wynajem mieszkania w rzymie
Część mieszkania, ale trzeba przyznać, że akurat królewskie łoże było wygodne

Inną sprawą było to, że trzeba było się z nim cackać – a i tak dostaliśmy po uszach za szkody, których nie wyrządziliśmy.

Aczkolwiek wielką zaletą tego mieszkania, która osładzała nam jego niedogodności, była jego lokalizacja od najważniejszych miejsc Rzymu. Kilka kroków od Bazyliki św. Piotra, Zamku świętego Anioła, około 3-4 kilometrów od forów czy Schodów Hiszpańskich.

rzym z rodziną
Rodzinne zwiedzanie miasta

Kolejną i ważniejszą sprawą była tęsknota. Skype, Facebook i maile to nie to samo. Niestety.

Poza tym dla ludzi z danego kraju zawsze będziesz kimś spoza kręgu kulturowego. Nigdy nie załapiesz do końca, o co chodzi w różnych grach językowych, aluzjach, sugestiach. Warto też wspomnieć, że póki nie przejdziesz stosownej procedury papierkowo – urzędowej to dla danego państwa też jesteś kimś z zewnątrz, żebyś nie wiem jak dobrze znał język. Nawet w UE.

Ale trzeba jednak podkreślić, że pobyt w Rzymie to była wspaniała przygoda 🙂 Bardzo się cieszę, że mogliśmy spędzić kilka miesięcy w Rzymie. Rzadko się zdarza taka okazja, mieć bezkarnie cztery miesiące soboty i to w takim miejscu B-) Poczuć miasto (chociaż nadal, mimo wszystko, od strony turystycznej), jego klimat i kulturę, móc się nim cieszyć o każdej porze dnia i nocy (Czasem zbyt dosłownie, gdy knajpka urządzała koncerty 😉 ).

Mieć możliwość ugoszczenia rodziny i pokazania im wspaniałych miejsc tego niesamowitego miasta. Spędzić zimę w tak przyjemnym klimacie. Móc zapełniać sobie lodówkę pysznym, włoskim jedzeniem. Prawie codziennie oglądać budowle liczące sobie 2000 lat i poruszać się po ulicach i chodnikach we włoskim stylu, cieszyć się włoskim luzem.

Ciekawi Cię, czy w Rzymie cały rok trwa lato?

rzym życie we włoszech
Rzymska przygoda

Ale prawdziwą przyjemność sprawia mi myśl, że po całej podróży wrócę do domu, do siebie. I nic na to nie poradzę, że jestem taką ciepłą kluską, wbrew temu, co niektórzy sądzą 😛

Ale M. twierdzi, że potrafiłby odnaleźć szczęście za granicą i jest mu tam lepiej niż w swoim kraju,

„Zakochał się” w Rzymie, intensywnie uczy się włoskiego i  chętnie by został na dłużej lub wrócił po zakończeniu wyprawy. Przynajmniej na jakiś czas. Nawet prawie zaczął tam pracę! Na drodze stanęły drobne przeszkody stomatologiczne i związane z nimi wskazanie powrotu na chwilę do Polski (leczenie zębów w Italii jest ponad dwukrotnie droższe niż w Polsce).

rzym co zobaczyć
Było super, co tu dużo mówić

Może, po wielu latach spędzonych za granicą człowiek „wsiąka” na tyle w daną kulturę, że staje się ona prawie jego kulturą. Ale ja, przynajmniej na razie, nie chcę myśleć o zaczynaniu wszystkiego od zera, w obcym kraju.

Na tę chwilę jednak zamierzamy się cieszyć kolejną częścią wyprawy (oby się udało!) 😉

Natalia

Przeczytaj więcej o Wiecznym Mieście:

16 ciekawostek o Rzymie cz. I i cz. II

Ile kościołów jest w Rzymie?

13 miejsc w Rzymie, które musisz zobaczyć!

Czy w Rzymie jest ciepło cały rok? Czyli zima w Rzymie.

kiedy jechać do rzymu

Nasza pierwsza część wyprawy miała skończyć się w Rzymie. Tak też się stało i w połowie listopada wylądowaliśmy jakieś 300 metrów od Bazyliki św. Piotra na cztery miesiące.

Ideą było spędzenie zimy w jakimś ciepłym miejscu, pozbawionym mrozu i śniegu, do tego ciekawym. Nie byliśmy zdecydowani na Amerykę, dlatego padło na Rzym. Czy nam się to udało? I czy Wieczne Miasto rzeczywiście jest ciepłe cały rok?

Zgodnie z danymi dotyczącymi średnich opadów i temperatur, najwięcej deszczowych dni przypada od października do grudnia, a najchłodniej jest między grudniem a lutym.

rzym średni temperatury
Źródło: https://www.meteoblue.com/pl/pogoda/prognoza/modelclimate/rzym_w%C5%82ochy_3169070

Warto jeszcze nadmienić w jakiej odzieży poruszaliśmy się po mieście. Otóż podstawowym naszym okryciem były kurtki przeciwdeszczowo-wiatrowe pod które w chłodniejsze dni zakładaliśmy dodatkowo bluzę i to przeważnie wystarczało.

rzym jak się ubrać
Raz w kurtce i bluzie raz bez kurtki i w krótkim

Z sandałów zrezygnowaliśmy dopiero w grudniu na rzecz dobrych butów trekkingowych AKU (które jednak nie okazały się takie dobre, bo na mokrym, rzymskim bruku, nie raz się ślizgaliśmy). Ani razu nie było nam zimno w stopy.

rzym buty.jpg
Kopanie w słoneczny kalendarz. Keeny i Aku w akcji

Do tego ja od czasu do czasu zakładałam opaskę na uszy i wieczorami, w te najzimniejsze dni, rękawiczki polarowe.

Mieliśmy też kurtki puchowe, których użyliśmy kilka razy, głównie podczas wieczornych wyjść i jednego bardzo wczesno porannego 😉

rzym w co się ubrać

Listopad

Początkowo listopad był na tyle deszczowy, że skróciliśmy naszą podróż o dwa dni. W Rzymie jednak była piękna późnoletnia pogoda. Ciepło, ale nie gorąco (w słońcu jakieś 23 stopnie), wieczory też nie należały do chłodnych. Nie padało, nawet się nie chmurzyło. Dzięki temu mogliśmy spokojnie zwiedzać miasto i cieszyć się wciąż trwającym latem (zwłaszcza jak na polskie standardy). Co więcej, nadal mogliśmy używać sandałów bez narażania się na zmarznięcie! 🙂

Oczywiście na ziemi leżało dużo liści (sprzątnięto je chyba dopiero, jak już wszystkie opadły) a drzewa (konkretnie platany) były w większości łyse.

jesień w rzymie
Listopad w Rzymie

Grudzień

Im było bliżej końca roku tym dni robiły się chłodniejsze, jednak pierwsza połowa miesiąca była wciąż bardzo zadowalająca, w słońcu mniejsze lub większe naście stopni.  Dopiero wraz ze zbliżającymi się świętami pogoda wyraźnie się pogorszyła. Czasem popadało i ochłodziło się (akurat na przyjazd gości :P). Na tyle, że nasze wiosenne kurtki w zestawie z bluzami były często niewystarczające podczas spokojnych spacerów. Pewnie przy szybszym marszu byłoby nam optymalnie, ale zwiedzanie większą grupą ma to do siebie, że tempo nie jest zbyt dziarskie.

Co jednak warto odnotować, sylwestrowa noc była całkiem ciepła i podczas spaceru, żeby obejrzeć fajerwerki nad miastem, wszyscy się zgrzaliśmy. My w naszych przezornie założonych puchowych kurtkach i cała rodzinna ferajna w zimowych okryciach 😛

święta w rzymie
Grudzień w Rzymie (u góry pierwszy dzień Świąt Bożonarodzeniowych) . W wysokich górach spadło dużo śniegu.

Przeczytajcie więcej o:

świętach Bożego Narodzenia w Rzymie

i Sylwestrze w Rzymie!

Styczeń

Kiedy goście wyjechali zrobiło się na nowo bardzo wiosennie. Wręcz letnio. Temperatury były ponadprzeciętnie wysokie. W słońcu było mocno ponad 20 stopni. W jedną z takich ciepłych niedziel wybraliśmy się do parku akweduktów, gdzie dzieciaki grały w piłkę w krótkich spodenkach, ludzie grzali się bez kurtek, a niektórzy nawet siedzieli w słońcu bez koszulek. Rodziny piknikowały na trawie. Było bardzo, bardzo ciepło.

Przy tej okazji warto wspomnieć, że zarówno w styczniu jak i w grudniu, no i przez cały ten czas, wszechobecna była trawa. Soczysto-zielona trawa w całym mieście (a zwłaszcza w parkach, rzecz jasna). Palmy, zielone drzewka pomarańczowe i mandarynkowe z owocami, zielone cyprysy. Ich widok wywołał w grudniu szok wśród naszych gości z Polski 😉

kiedy jechac do rzymu
Cudowny styczeń w Rzymie

Pod koniec miesiąca jednak znów się trochę ochłodziło, dni były często pochmurne.

Dlatego, kiedy na przełomie stycznia i lutego przyjechali kolejni goście, na część wspólnych spacerów zabieraliśmy parasolkę. Zdarzało się, że popadało rano, wieczorem, trochę w ciągu dnia. Na szczęście opady były niezbyt uciążliwie, chociaż prognozy były dość ponure.

pogoda w rzymie w styczniu
Pogoda pod koniec miesiąca bywała wątpliwa

Luty

Najgorszy natomiast okazał się luty. Bardzo często padało, potrafiło padać  nawet kilka dni z rzędu. Chmurzyło się i zrobiło się dość zimno, aczkolwiek nadal na plusie. Do czasu aż nie odwiedziły nas kolejne osoby 😀

Nasi biedni goście trafili właśnie w taki ciąg deszczy i nie było dnia, żeby nie zmokli. Ba, żeby nie przemokli! Kupili nawet parasolkę i pelerynki, żeby być w stanie zwiedzić choć trochę tego i owego w deszczu.

rzym jak się ubrać zimą
Deszczowe dni w Rzymie

W końcu jednak przestał padać deszcz… a spadł śnieg! 😀 pierwszy w Rzymie od 6 lat. Śnieg spadł w nocy i nad ranem, tak, że udało nam się wyjść wcześnie i zrobić jeszcze kilka zdjęć białego Rzymu. W ciągu dnia wyszło jednak piękne słońce i śnieg się roztopił. Aczkolwiek tylko po to, żeby zamarznąć wraz z mrozem, który chwycił wieczorem.

czy w rzymie pada śnieg
Rzym pod śniegiem

Włosi, zwłaszcza ci z Włoch centralnych i południowych, nie są przyzwyczajeni do takich zjawisk atmosferycznych, więc na dwa dni zamknęli szkoły i urzędy. Pierwszego dnia zamknięte były nawet niektóre sklepy (na przykład nasza piekarnia :P). Widzieliśmy jak ludzie bawią się na śniegu, zjeżdżają z ośnieżonych górek, lepią bałwany, rzucają się śnieżkami, zapanowała ogólna radość 🙂

Na ulicach i chodnikach lodu nie posypano ani solą ani piachem, więc to było pewne wyzwanie poruszać się po nich :p

Przeczytajcie o wycieczce wokół murów aureliańskich, którą odbyliśmy dzień po opadach śniegu.

Więcej śnieg oczywiście nie spadł i temperatura powoli się podnosiła , ale nie można powiedzieć, żeby było ciepło. Raczej dość chłodno i deszczowo cały czas.

Trzeba jednak wspomnieć, że deszczowe wieczory umilały mi świeże, wielkie truskawki! 😀 Od stycznia do maja jest sezon, a truskawki włoskie są duże, twarde i pyszne, nawet M., który nie lubi tych owoców przyznał, że są niczego sobie 😉

Połowa marca

Dopiero pod koniec pierwszej połowy marca zaczęło się znacznie ocieplać. Zrobiło się naście stopni, dni coraz częściej były ładne, słońce grzało, o ile akurat się nie chmurzyło. A zdarzało się to wciąż często.

Kiedy wróciliśmy w połowie marca do Polski, różnica temperatur wynosiła jakieś 15 stopni! A nawet więcej, bo dzień po naszym przylocie w kraju na Wisłą spadł śnieg i chwycił mróz 😛

Podsumowanie zimowych miesięcy w Rzymie

Będąc w Rzymie, nawet w najchłodniejszym i najbardziej deszczowym okresie, ciężko było uwierzyć, że gdzieś na świecie właśnie panują śnieżyce. Dla mnie temperatura zimą nie była na tyle wysoka, żebym mogła uznać ją za idealną, pogoda też czasami nie zachęcała do wyjścia z domu. A jednak było dużo cieplej i przyjaźniej, niż w to jest w Polsce, w tym okresie roku. Zielono, już w lutym zaczęły kwitnąć róże, wiśnie, pojawiły się czerwone maki.

Dodatkowym atutem Rzymu jest to, że otaczające budynki są w kolorach żółci, a nie szarości. To bardzo dużo zmienia, nawet w ponury dzień.

kiedy kwitną róże
Kwitnące późną zimą kwiaty

M. natomiast się zakochał. Te dziesięć do kilkunastu stopni to różnica, która daje bardzo wiele. Wręcz zmienia okropną nieznośność zimy w bardzo przyjemny klimat. Owszem, miło by było mieć pełne lato, ale to właśnie ta – pozornie niewielka – różnica między polską a rzymską zimą jest kluczowa.

Czy zatem Rzym jest idealnym miejscem na zimę? Dla mnie nie do końca (mnie się marzy wieczne lato 😉 ), M. twierdzi, że wystarczającym. Jeśli jednak rozważacie to miasto na Boże Narodzenie czy Sylwestra raczej się nie zawiedziecie, chociaż upałów się nie spodziewajcie. Istnieje też ryzyko pochmurnych i deszczowych dni, zwłaszcza w stosunku do Świąt Wielkanocnych, które tam będą już z pewnością ciepłe i słoneczne 😉 Dlatego Rzym i okolice na urlop polecamy raczej od kwietnia do początku grudnia 🙂

kiedy jechac do rzymu
Koloseum, widokówki z via Appii i papużka

Natalia i Mikołaj

 

Rzymskie podziemia – miasto na mieście

Rzym co zwiedzić

Poziom gruntu przez setki i tysiące lat uległ podwyższeniu, dlatego dzisiejszy Rzym stoi na starożytnym. Dosłownie. Dzięki temu, że historia jest tutaj na wyciągnięcie ręki, Wieczne Miasto to jedno z najbardziej fascynujących ze wszystkich – pokusimy się nawet o stwierdzenie, że na świecie.

Na co zwrócić uwagę będąc w Rzymie, żeby na własne oczy zobaczyć podziemne miasto?

1.Plac Argentyński (Largo di Torre Argentina) inaczej zwany Kocim Placem – ma tam też siedzibę koci szpital (lub kocie sanktuarium jak niektórzy mówią). Koty są tam leczone i wypuszczane, ale nie odchodzą daleko – mieszkają sobie na Placu, mają tam spokój, dużo jedzenia i słoneczko. Ciężko powiedzieć, co jest większą atrakcją dla niektórych (w tym dla mnie 😀 ) puszyste kotki, które mają w nosie cmokających na nie gapiów, czy budzące podziw zabytki 😉

W każdym razie Plac Argentyński to plac z pozostałościami  czterech świątyń z III wieku p.n.e, ulokowany jest poniżej obecnego poziomu gruntu. Dookoła kontrastujące ze spokojem i historią tego miejsca – współczesność, ruchliwe ulice, gwarne życie miasta. Plac Argentyński, za każdym razem, gdy go widzimy, robi na nas niesamowite wrażenie, chyba przez to zderzenie historii z teraźniejszością.

Largo di Torre Argentina Roma
Koci Plac

To właśnie tu zginął Juliusz Cezar. Zabito go na schodach Kurii Pompejusza (miejsca tymczasowych obrad senatu w okresie przebudowy właściwej Kurii na Forum Romanum), z której do dziś pozostała tylko platforma z bloków tufowych.

2. Via dei Fori Imperiali czyli po prostu ulica forów w centrum Rzymu, która po jednej stronie ma Forum Romanum i Forum Cezara, po drugiej Forum i Hale Trajana, Forum Augusta i Forum Nervy, a na wprost widać Koloseum. Najpopularniejsze ale i jedno z najwspanialszych miejsc całego Rzymu, moim zdaniem.

Możemy się oprzeć o barierki, lub nieco wychylić, żeby oglądać pozostałości miejsc, które były kiedyś centrum życia miasta (poza Halami, które były ówczesnymi biurami, wiedzieliście o tym? 😉 ). Zachowane są całkiem nieźle, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że mają jakieś 2000 lat.

No i oczywiście mamy też możliwość spaceru po Forum Romanum. Niby wszystko widać z góry, ale spacer pomiędzy kamieniami z tamtej epoki jest fantastycznym przeżyciem.

Via dei Fori imperiali
Rzym i to, co najlepsze

3. Katakumby – czyli podziemny cmentarz. Katakumby były chrześcijańskimi cmentarzami kopanymi pod ziemią w miejscach, gdzie znajdowały się dawne odkrywki tufu, w którym łatwo było drążyć korytarze i nisze grobowe w ścianach.  Powstawały głównie między II a IV w. n.e. Nisza od zewnątrz była dokładnie zamykana marmurową płytą z inskrypcjami informującymi o tym, kto został pochowany.

Byliśmy w Katakumbach Świętego Sebastiana (planujemy jeszcze jedne) i jeśli macie dość czasu podczas zwiedzania Rzymu, to zdecydowanie polecamy wizytę w którymś z takich miejsc. Schodzi się pod ziemię i wędruje jednym z korytarzy (a jest ich bardzo wiele), pomiędzy ścianami z wydrążonymi grobami, pod ziemią znajdowały się też ołtarze i dawne kościoły.

Niestety wycieczki są z przewodnikiem, więc nie pozwiedzacie miejsca, tak jak na to zasługuje, w dodatku nasz anglojęzyczny przewodnik w San Sebastian tak pędził, że nawet nie sposób było się rozejrzeć czy zatrzymać na chwilę. A oddalenie się od grupy nie było zbyt mądre, bo można było się zgubić (niby wszędzie są kamery ale i tak).

San Sebastian catacombs
Katakumby San Sebastian

4. Nekropolia watykańska – nekropolie to inny rodzaj cmentarzy, naziemny. Nazwę tłumaczy się jako miasto umarłych, bo rzeczywiście, umarli byli chowani w swego rodzaju domkach. „Domki” te miały nawet małe przedsionki. Najbardziej znaną historycznie nekropolię podziemną znajdziecie oczywiście pod Watykanem (tu przeczytasz więcej)Współczesną nekropolię znajdziecie w Rzymie na przykład na cmentarzu Campo Verano.                      

5. Forum Holitoriumczyli forum warzywne z czasów republiki rzymskiej. Leży u stóp Teatru Marcellusa i jeśli nie będziecie mieli pecha (czasami bramki są zamknięte), to możecie się przejść ścieżką, która schodzi lekko w dół, właśnie na poziom starożytnego Rzymu. Przechodzimy pod teatrem, pozostałościami trzech świątyń i dużym, robiącym spore wrażenie, Portykiem Oktawii z II w. p.n.e

Teato Marcello, Rome
Teatr Marcella, Forum Holitorum i Portyk Oktawii po lewej.

6. Domus AureaZłoty Dom to pałac Nerona, w którym jednak wcale nie mieszkał a przyjmował gości. Znajduje się pomiędzy wzgórzami Palatynu i Eskwilinu, czy prościej mówiąc – wejście znajdziemy u stóp Parku Oppio, niedaleko Koloseum. Wchodzimy do rezydencji, która obecnie jest częściowo pod ziemią i wciąż trwają w niej prace, odkrywane są nowe pokoje i korytarze.

Domus Aurea, Rzym
Złoty Dom Nerona

Zwiedzanie z przewodnikiem i w kaskach na głowach (chyba ze względu na niskie rusztowania, które służą archeologom do prac). Na ścianach domu zachowało się trochę fresków i zdobień, jednak największe wrażenie robi możliwość obejrzenia tego, jak rezydencja oraz starożytny Rzym wyglądały w rzeczywistości (tj. jak sobie wyobrażamy). Mianowicie w trakcie zwiedzania Domus Aurea jest moment, kiedy zakładamy gogle VR i przenosimy się w czasie. Doświadczenie naprawdę niesamowite, zwłaszcza, że animacja porusza się też z góry na dół i do przodu („wyjeżdżamy” przed pałac), wrażenie jest niezwykle rzeczywiste, aż się kręci w głowie. Możemy zobaczyć wspaniałe akwedukty, Palatyn, baseny Nerona, kolumnadę Domus Aurea, wszystko takie, jakie prawdopodobnie oglądał Neron.

To zrobiło na nas tak olbrzymie wrażenie że… postanowiłam kupić sobie taki sprzęt 😀

złoty dom nerona wizualizacja
Udało mi się znaleźć fragment wizualizacji, źródło: italymagazine.com

7. Kościół Klemensa ­pora na smaczek, który czeka na nas w Bazylice di San Clemente. Na poziomie gruntu współczesnego mamy przyjemny kościół z XII wieku, zdobiony średniowiecznymi mozaikami, renesansowymi i barokowymi freskami. Ale to, na czym stoi ten budynek, sprawia, że człowiek łapie się za głowę z niedowierzania.

Pod Bazyliką mamy trzy poziomy – trzy budynki (zwiedzanie kosztuje 10 euro, wejście wewnątrz kościoła).  Pierwszy z nich to olbrzymia bazylika z IV/V wieku. Zachowała się doskonale, chociaż jest bardzo surowa. Ściany pokrywają tylko gdzieniegdzie wyblakłe freski.

Bazylika świętego klemensa
U góry bazylika obecnie, na dole podziemna, źródło: newliturgicalmovement.org

Drugi poziom, przedchrześcijański – mitreum, czyli świątynia boga Mitry. Popularny w starożytnym Rzymie kult, którego świątynie często budowano pod ziemią. Tutaj mamy dodatkowo namacalny dowód na to, jak chrześcijaństwo walczyło z pogaństwem. Między innymi stawiając nowe świątynie w miejsca starych.

Mitreum Rzym
Część Mithreum, rzeźba boga Mitry, źródło: wikimedia.org

Częścią świątyni była też szkółka oraz kamienica mieszkalna. Możemy spacerować po doskonale zachowanym cudzym domu. Widzimy freski na ścianach, malunki imitujące kafle ozdobne, wykładaną we wzór małej jodełki podłogę (tak swoją drogą, „mała jodełka” to typowy starorzymski wzór), ozdobnie układane cegły.

Trzeci poziom – strumień, który możemy obserwować w prześwitach ścian i podłóg, oraz usłyszeć w wielu miejscach tych podziemi. W jednym z pomieszczeń kamienicy jest też dziura w ścianie na tyle duża, że można wsadzić rękę do zimnej, rwącej wody (przypuszczamy, że mógł to być kibelek, ale nie mamy pewności 😉 )

Miejsce jest niesamowite,  świetnie zachowane i robi niezwykłe wrażenie. To nie jakieś tam resztki, kamienie i kawałki kolumn. To całe pomieszczenia, które pewnie i dziś dałoby się użytkować.

8. Casa Romana – lub po prostu rzymskie domy. Jeden z nich odkryliśmy pod kościołem Świętych Jana i Pawła na Celium (41.886389, 12.492222) (chociaż właściwie wejście jest z boku, pod portykami). Możemy znowu zejść poniżej gruntu i zobaczyć częściowo zachowaną, piętrową kamienicę, w którą wmurowano fundamenty kościoła stojącego nad nią. Pomiędzy dwoma podziemnymi budynkami znajduje się też ówczesna, brukowana droga, na której możemy stanąć i przeczytać, że tędy przebiegał lokalny szlak handlowy (kupcy, sprzedawcy warzyw, mieszkańcy). Jest też zejście do łaźni, ale niestety nie było do niej dostępu. Łącznie odkryto, że kościół wybudowano na pozostałościach co najmniej pięciu różnych budynków!

 9. Krypty w kościołach  – w sumie to nie jest nic takiego, w okolicach ołtarza, w niektórych kościołach znajdziemy schody w dół, do krypty. Przeważnie będzie tam kolejny ołtarz, czasem z relikwią jakiegoś świętego. Miejsca przeważnie są surowe albo pokryte freskami, bywają jednak i bogato zdobione. Zawsze jednak ma się wrażenie pewnej niezwykłości.

Koscioły w Rzymie
U góry i po lewej bogato zdobione ołtarze pod właściwym ołtarzem, po prawej skromny kościółek z zejściem po lewej stronie

 

To tylko garść najciekawszych punktów naszym zdaniem.

Rzym jest pełen takich podziemnych miejsc. Na przykład słynna Piazza Navona powstała na stadionie, stąd jej podłużny kształt.  Niestety ze stadionu prawie nic się nie zachowało, a dostępne muzeum nie jest warte zwiedzenia. Pod wspaniałościami, które pozostały po starożytnych kryją się kolejne skarby. Podobno odkryto dopiero tylko 10% wszystkiego! A zejście pod ziemię, żeby zobaczyć zapomniany przez tysiące lat świat, dostarcza niesamowitych wrażeń. Jeśli będziecie więc w Rzymie, powinniście spróbować odwiedzić chociaż jedno z takich miejsc, naprawdę pod ziemią 🙂

Inne wpisy o Wiecznym Mieście, które Was mogą  zainteresować znajdziecie pod tymi linkami:

16 ciekawostek o Rzymie

Termy Karakali i Zamek Świętego Anioła, czy warto zwiedzić?

Muzea Watykańskie, jest szał czy są przereklamowane?

Mury aureliańskie – wycieczka dookoła Wiecznego Miasta.

Domus Aurea wodospad
A na deser: puste koryto po wodospadzie, który zainstalował sobie Neron w Domus Aurea

Natalia i Mikołaj

 

16 ciekawostek o Rzymie, o których mogłeś nie wiedzieć

Rzym wycieczka

W Rzymie jesteśmy już miesiąc i udało nam się zaobserwować kilka ciekawostek, którymi się z Wami podzielimy 🙂

Człowiek będąc w nowym miejscu, „na świeżo”, bardziej zauważa pewne rzeczy, ale mamy nadzieję, że to nie jedyny taki wpis i jeszcze coś uda nam się interesującego dostrzec w tym niezwykłym mieście 🙂

Tutaj przeczytasz część drugą rzymskich ciekawostek!

No, ale zaczynamy:

  1. śniadania włoskie – to jest typowa włoska „zaskoczka” dla każdego, nie tylko rzymska. Nigdy nie przestaje nas zadziwiać, że Włosi zaczynają dzień od słodkiego rogalika (cornetto) lub innych słodkości, takich jak sucharki z dżemem czy kawałek ciasta, popijając je espresso lub cappuccino. Dla nas to bardziej deser, a nie śniadanie, więc szybko burczy nam w brzuchach po takim posiłku.

Jeśli zaś chodzi o lunch, to tutaj, w Rzymie, niezwykle popularne są lokale (o ile tak można nazwać te miejsca) serwujące kanapki oraz małe, ciepłe przekąski, włącznie z pizzą sprzedawaną na wagę (najczęściej kilogram kosztuje 13/15 euro…), a jedna porcja (cięta nożyczkami!) to zaledwie 100 gramów.

Rzym sklepy
włoska salumeria

  1. Brak kawy rozpuszczalnej – jeśli jesteśmy już przy jedzeniu. We Włoszech prawie nie ma kawy rozpuszczalnej. W Lidlu znajdziemy może dwie lidlowe marki a oprócz tego jest tylko Nescafe (jak dobrze pójdzie to też aż dwa rodzaje i raptem w słoikach po 100 gramów). Podobnie w innych marketach – wyłącznie marka własna i paskudna neska. W dobrze zaopatrzonych sklepach zaś rozpuszczalna Lavazza (5 euro za 95 gramów, większych nie ma). I Hag – popularna marka bezkofeinowych kaw. I to tyle.

Ciężko nam było się z tym pogodzić, bo lubimy się napić rozpuszczalnej kawy. Włosi chyba lubią też bardzo kawy zbożowe, jest ich wiele rodzajów. Za to półki są pełne kaw do ekspresów oraz kaw sypanych, o różnych smakach i aromatach, różnych marek. Próbowaliśmy kilku ale ostatecznie wygrywa Lavazza o smaku tytoniowo – drewnianym. Tak, tak, jest taka 😀 jest też taka o aromacie owocowym 😉 Oczywiście żadna z nich nie jest sztucznie aromatyzowana, chodzi o naturalną nutę zapachową. Coś jak wino o owocowym bukiecie, tylko w winie tego nigdy nie czujemy, a drewno w kawie – i owszem 🙂

  1. Coperto – według nas coperto to takie małe włoskie cwaniactwo. To kwota, którą dolicza się do rachunku za obsługę w lokalu. Nie wiemy, czy występuje w każdym miejscu, teoretycznie powinna być podana w menu ale raczej nie jest (nigdy nie zauważyliśmy, żeby była). Jednak w niektórych knajpach znajduje się informacja, że ceny są podane już z opłatą serwisową. Warto zwrócić na to uwagę, bo potem następuje niemiły moment zdziwienia, kiedy zamiast 7 euro płacisz 10. Bo jeszcze 3 euro za serwis (nakrycie stołu, podanie talerzy itd.). Nie żeby 3 euro robiły wielką różnicę, ale zwróćcie uwagę, że to jest 43%! Przy wyższych rachunkach być może procent jest mniejszy, ale przy niskich rachunkach szokuje. Nie zapłacimy coperto, kiedy weźmiemy jedzenie na wynos i za zjedzenie czy wypicie kawy za barem.
  1. Sjesta – przerwa w środku dnia, która mocno dezorganizuje życie. Zamknięte są nie tylko sklepy, czasem też niektóre knajpy, urzędy, banki a nawet kościoły.  Kiedy więc spacerujesz wczesnym popołudniem po włoskich ulicach i chcesz zwiedzić jakieś miejsce, to upewnij się, czy będzie ono otwarte w wybranych przez Ciebie godzinach. Jeśli chodzi o Rzym, to sjestę tu mają w zasadzie tylko kościoły (nie wiedzieć czemu) i wybrane sklepy, o urzędach nie wiemy bo nie mieliśmy na szczęście potrzeby z nich korzystać.

Lody we włoszech, lodziarnia rzym
Do wyboru do koloru!

  1. Rodzaje ziemniaków – być może w Polsce też tak jest i Perfekcyjne Panie Domu o tym wiedzą, ale chyba nie jest to wiedza tak powszechna, jak we Włoszech. My dowiedzieliśmy się o tym kupując pewnego razu siatkę ziemniaków (tak, tak, kupiliśmy zwykłe pyry, ale po to, żeby zrobić z nich potrawkę fasolowo – pomidorowo – ziemniaczaną 😛 ) i ze zdziwieniem odkryliśmy, że na opakowaniu narysowane były jeszcze inne rodzaje ziemniaków z informacją do czego są najlepsze: do smażenia, do frytek, do gotowania, do robienia z nich produktów ziemniaczanych (jak krokiety, kluski), do zup, do robienia z nich ciasta.
  1. Pieczywo – piekarnie we Włoszech niestety nie stoją na każdym rogu, ale o ile na południu Włoch wybór pieczywa jest dosyć duży i wypieki są bardzo smaczne, o tyle w Rzymie niełatwo natrafić ot tak na piekarnię, a co dopiero na fajny chleb. Nie wspominając o tym, żeby był niedrogi. 2,5 euro za kilogram chleba (czyli średnio mały, jak na tutejsze standardy, bochenek) to rekordowo tanio, a nie jest rzadkością i 5-6 euro za kilogram.

wycieczka rowerowa po włoszech
włoski chlebek

  1. Marmury na podłogach – to rzecz interesująca, pojawiła się już w Grecji. W domach nie ma dywanów, nie ma też paneli czy drewnianych podłóg (chyba, że w nowych domach, ale raczej też nie, bo byśmy zauważyli podczas noclegów w trasie). W mieszkaniach, łącznie z naszym, na podłodze są kafelki. Zimne jak diabli.
  1. Brak światła środkowego na suficie – to ciekawa sprawa, oczywiście nie wiemy czy wszędzie tak jest, ale tam gdzie byliśmy (i gdzie mieszkamy), nie było światła na suficie (czasem nawet w łazience). Są różne lampki, kinkiety, czasem jest jakaś lampa gdzieś na suficie ale w rogu pokoju. Żeby dać światło centralnie, na suficie, to nie. W mieszkaniach więc jest kiepskie oświetlenie i dotyczy to często wszystkich pomieszczeń.
  1. Pranie między ścianami kamienic – wywieszanie prania między kamienicami to charakterystyczny widok we Włoszech (chociaż nie tylko). Czasem pranie jest stawiane na chodniku, bo drzwi wejściowe do domu wychodzą właśnie prosto na ulicę. Nie wiemy czym to jest spowodowane, czy tylko brakiem miejsca w domu, ale na przykład nasze mieszkanie tutaj jest bardzo słabo wentylowane i pranie wcale nie chce schnąć, dlatego nie dziwi nas, że panie domu wolą wywiesić je nawet za okno (chociaż w naszej kamienicy akurat na dachu 😉 ), niż pozostawić w pomieszczeniu.

Bari wycieczka
Bari i pranie wywieszone na ulicę

  1. Ruch na ulicach to chaos totalny – duży ruch to chyba norma w każdym większym mieście, ale w Rzymie, jak M. stwierdził, trzeba wyrobić w sobie pogardę dla śmierci ;).

Na szczęście wszyscy tu mają oczy dookoła głowy, bo na ulicach dzieje się w zasadzie wszystko, co chce, trzeba więc lawirować między przemykającymi setkami motocykli, nie bać się wymuszania pierwszeństwa i wymijać tych, co wymuszają sami – łącznie z pieszymi. Co do pieszych, to trudno im się dziwić, nikt ich tutaj nie przepuści (a nawet jeśli jedno auto się zatrzyma to już drugie niekoniecznie), więc sami muszą walczyć o to, aby przedostać się przez ulicę – czasem w miejscu niedozwolonym, ale to akurat najmniejszy problem 😛 Zdarza się też bardzo często zatamowanie ruchu przez auto, które czeka na środku pasa, aż zwolni się miejsce parkingowe. Często też cofają, żeby zaparkować, mimo, że na ulicy jest duży ruch. Czasami też jedynym sposobem, aby na kogoś zaczekać w samochodzie albo znaleźć miejsce postojowe jest jeżdżenie dookoła budynku/kamienicy (żeby nie stać i nie tamować ruchu).

  1. Mewy zamiast gołębi – to bardzo ciekawa i fajna sprawa. W Rzymie gołębi jest dosyć mało. Oczywiście są, jak w każdym mieście, ale tutaj rządzą mewy 🙂 Chyba na razie nie są utrapieniem dla mieszkańców a na pewno budzą więcej sympatii niż gołębie (przynajmniej w nas). Trzeba jednak uważać, bo są dość duże i odważne. Nie mają skrupułów, żeby stać blisko człowieka i wyrwać mu z dłoni jego kawałek pizzy 😉 Mewy rzymskie słychać cały dzień, ale to wieczorami dają najgłośniejsze koncerty 😉 Opanowują też wtedy mniej tłoczne po zmroku miejsca (np. Plac św. Piotra) wyciągając śmieci ze śmietników..
  1. Papugi – to ciekawostka, kiedy byliśmy tu w 2014 roku papug chyba jeszcze nie było. Teraz jest ich bardzo dużo, skrzeczą i panoszą się po parkach. Latają przeważnie w grupkach i są bardzo hałaśliwe a przy tym urocze 😉

włochy papugi

  1. Palmy i drzewka cytrusowe – fantastyczna sprawa, mieszkać w mieście w którym rosną sobie palmy i drzewka pomarańczowe oraz cytrynowe 🙂 co prawda pomarańcze są pieruńsko kwaśne i nie nadają się do jedzenia (chyba, że do herbaty), ale cytrynkom nic nie dolega 😉

cytrusy włochy
Są cytrusy i są palemki.

  1. Temperatura – nie oszukujmy się, Rzym w grudniu to nie to samo co Rzym w lipcu. Jest zimno, czasem deszczowo i pochmurno, podobno czasem nawet spadnie śnieg, ale jak na razie temperatura oscyluje w granicach nastu stopni, czasem mniejszych czasem przyjemnie większych, ale kiedy dzień jest słoneczny (a z reguły jednak jest) to słońce potrafi bardzo przygrzać, tak bardzo, że zdejmujesz kurtkę 🙂

Rzym temperatury zimą
Słoneczko, palmy i brak kurtki!

  1. Supermarkety – jesteśmy przyzwyczajeni, że duży sklep, supermarket czy galeria handlowa jest gdzieś blisko, tak samo duża drogeria. Tymczasem w centrum Rzymu w najlepszym razie znajdziesz sklep wielkości małej Biedronki, po większe zakupy musisz się specjalnie wybrać dalej.
  1. Bezdomni – wszędzie bezdomni. To jedna z tych ciemniejszych stron Rzymu. Podobno jest tu aż 16 tys. bezdomnych osób. Są dosłownie wszędzie; na moście, pod mostem, na chodniku, na ławkach, we wgłębieniach kamienic (takich w ścianie…), na ścieżce wzdłuż Tybru, pod drzewami… okopują się swoimi rzeczami i siedzą. Są raczej nieszkodliwi, nie zaczepiają też nikogo, czasem mają kubek, do którego przechodnie wrzucają pieniążki. Jest to przykry widok. Czasem jednak wzbudzają dyskomfort (samotny, wieczorny spacer wzdłuż rzeki, pomiędzy obozami bezdomnych nie brzmi interesująco) i wydaje się, że miasto nic z tym nie robi.

Forum romanum i mewa.png
Mewa i Forum Romanum

Jak widzicie więc jest kilka rzeczy, które można zauważyć podczas wakacyjnego pobytu ale jest też kilka innych, które wymagają dłuższych obserwacji. Mamy nadzieję, że jeszcze przyuważymy coś ciekawego (edit: i tak się stało! druga część pod tym linkiem), a tymczasem przed nami okres świąteczny a przed Wami, za tydzień, świąteczny wpis a po nim już Sylwester i podsumowanie 2017 roku! 🙂

Natalia i Mikołaj

A tu znajdziesz więcej Rzymu!

Czy w Rzymie pada śnieg?

13 miejsc w Rzymie, których nie możesz pominąć!

Katakumby pierwszych chrześcijan czy nekropolie pod bazyliką świętego Piotra?

A może wycieczka wokół murów aureliańskich?

Lub wspaniałe Termy Karakali i Zamek Świętego Anioła?

Albo po prostu – cisza i magia kościołów rzymskich.

 

Darmowe zwiedzanie – Castel Sant’Angelo, Termy Karakali i wystawa Google’a

Zamek świętego anioła, rzym

Każdy szanujący się turysta, który chce spędzić w Rzymie trochę czasu, a zwłaszcza taki, który nie mniej niż siebie szanuje swój portfel, wie, że w pierwszą niedzielę miesiąca można zwiedzić za darmo muzea państwowe.

Nie mogliśmy więc nie skorzystać z takiej okazji i 2 grudnia zaplanowaliśmy zwiedzanie. Naszym celem miały paść Termy Karakali i Dioklecjana, oraz, przy okazji, wystawa Google’a, który akurat w ten weekend postanowił odwiedzić Rzym ze swoimi technologiami.  Ale jak to w życiu bywa, nasze plany już od rana zostały pokrzyżowane. Deszcz siąpił, na dworze było chłodno i mokro a ja, na domiar złego, obudziłam się z migreną. Uznaliśmy więc, że na pierwszy ogień pójdzie jednak Mauzoleum Hadriana, znane szerzej jako Zamek Świętego Anioła (Castel Sant’Angelo). Wybór podyktowany był tym, że od  Zamku dzieli nas może pół kilometra, więc w razie, gdyby mój ból głowy nie chciał przejść, to możemy szybko znaleźć się z powrotem w domu, a oprócz tego jest to obiekt zamknięty, w przeciwieństwie do term, więc nie zmokniemy, a w środku nie będzie mokro.

Zwiedzanie Mauzoleum Hadriana – Zamku Świętego Anioła

Zamek św Anioła Rzym.png
Zamek wieczorem, chociaż byliśmy rano 😛

Zwiedzanie Zamku to spacer po murach i salach. Pokoje są z reguły puste, można jednak podziwiać wspaniale zdobione sufity, czasem trafi się jakieś średniowieczne krzesło, jest nawet sypiania papieża. Nie znajdziecie tutaj rzeźb ani obrazów. Za to w wielu miejscach są tabliczki z objaśnieniami, dzięki czemu łatwiej można zrozumieć tę niezwykłą budowlę, jednak cena regularna (13 euro) to chyba trochę za dużo. Całe zwiedzanie trwało około godziny, pewnie trwałoby dłużej, gdyby nie zagrodzone przejścia, które pozwalały trzymać się wyznaczonej ścieżki i nie zgubić się w labiryncie sal i korytarzy.

Zamek Świętego Anioła, Rzym
Mury na Zamku

Rzym wyprawa rowerem
Zdobione sale w Zamku

Rzym wyprawa rowerowa
Zdobione sufity w Zamku

Warto wspomnieć, że w Mauzoleum byliśmy około pół godziny po otwarciu (otwarcie o 9 rano) i weszliśmy bez kolejki (nawet wycieczka mnichów buddyjskich nie zakorkowała wejścia :P). Natomiast wieczorem sznur chętnych ciągnął się na kilkadziesiąt długich metrów.

Rzym co zwiedzić?
Tylko trzech z wielu szalonych mnichów 😛

Efekt „WOW” w Termach Karakali

Termy Karakali Rzym
Termy Karakali

Dzięki końskiej dawce leków mój ból głowy zelżał (pojawił się ból żołądka 😉 a pogoda się poprawiła, więc postanowiliśmy jeszcze pojechać do Term Karakali. To było kiedyś miejsce, gdzie rzymianie mogli spędzać czas, korzystając z basenów z zimną i gorącą wodą i saun, a oprócz tego w olbrzymim kompleksie mieściły się sklepy, gastronomia, biblioteka, ogrody, sale gimnastyczne, sale masażu, sale wypoczynkowe. Termy mogły pomieścić podobno 10 000 osób i funkcjonowały 300 lat, póki Goci nie zniszczyli akweduktów doprowadzających wodę do Rzymu.

Termy karakali czy warto zobaczyć
Termy Karakali

To co widać na powierzchni robi olbrzymie wrażenie. Monumentalne, wysokie ściany, zdobione posadzki, dobrze też widać tereny basenów, gdzie teren się obniża ku środkowi, gdzieniegdzie zachowały się też marmurowe i płytkowe zdobienia ścian. Do tego świadomość, że pod stopami kryją się kolejne poziomy – kotłownie. Spacer po tym miejscu bardzo działa na wyobraźnię i zdecydowanie warto zajrzeć do Term Krakali, zwłaszcza, że normalnie bilet kosztuje 8 euro więc nie tak źle, jak na możliwości cenowe Rzymu ;).

Rzym, zwiedzanie term karakali
Termy Karakali

I na koniec miała być truskawka na torcie czyli Google

Kolejnym punktem tego dnia była wystawa Google’a. Chociaż tak naprawdę nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Google ogłaszało tę „imprezę” jako połączenie przeszłości z przyszłością i generalnie całość owiana była tajemnicą (i po włosku, więc na jedno wychodzi :P). Wstęp był darmowy, więc postanowiliśmy zobaczyć, co to takiego.

Kiedy dotarliśmy na miejsce naszym oczom ukazała się kolejka na kilkadziesiąt osób. Miejsce było niezbyt „wyjściowe” – dzielnica zdecydowanie nieturystyczna, kamienice odrapane. Przypięliśmy jednak rowery i stanęliśmy w ogonku. Chyba towarzyszy nam szczęście do tego typu akcji, bo po nas nadciągnęły tłumy ludzi.

Niestety kolejka posuwała się bardzo powoli, co jakieś 15-30 minut wpuszczano do środka po dziesięć osób, oczywiście pod warunkiem, że wcześniej wyszło odpowiednio dużo. Czekaliśmy chyba półtorej godziny i nieźle zmarzliśmy. Trochę wstyd dla Google’a, takie polowe warunki… mieliśmy nadzieję, że w środku będzie chociaż trochę cieplej i że w ogóle warto czekać.

Wreszcie nadeszła nasza kolej, wpuścili nas za czerwoną kotarę. Wewnątrz, na środku białego korytarza, ustawiony był wielki ekran, na którym wyświetlano film – reklamę o połączeniu przeszłości z przyszłością i zdjęciami z Włoch, a za ekranem była… hm.. „wystawa”.

Jedno stoisko z panią, która pokazywała wszystkim możliwości nowej kamery Google, która skanowała obrazy w olbrzymiej rozdzielczości, więc można było powiększać tak bardzo, żeby dokładnie przyjrzeć się szczegółom nieuchwytnym w normalnej wielkości, np. pojedynczym pociągnięciom pędzla pana Canaletto. Były trzy smartfony do podotykania, jedno stoisko ze sprzętem, który umożliwiał rysowanie w powietrzu. Nakładało się gogle, w ręku trzymało się coś w rodzaju joysticka i rysowało się, a widzowie mogli to wszystko oglądać na wielkim ekranie (konkretnie były to czarne bazgroły), kolejka była długa, więc tylko chwilę się przyglądaliśmy i poszliśmy dalej. Kolejne stanowisko, również z długą kolejką, to były googolowskie okulary pozwalające prawdopodobnie znaleźć się na trójwymiarowej mapie jednego z włoskich miast (chyba Florencji). Do testowania były tylko dwie pary okularów, więc nie chciało nam się czekać, aż będziemy mogli się do nich dostać. Na trzecim stanowisku była możliwość przeniesienia się na tor wyścigów konnych, również za pośrednictwem gogli (do dyspozycji dwie pary)  i słuchawek, które tłumiły dźwięki z zewnątrz i odtwarzały odgłosy zawodów. Tym razem udało nam się wypróbować sprzęt i byliśmy naprawdę pod niesamowitym wrażeniem. Obraz był bardzo realistyczny, dźwięki również. Można było się obracać dookoła siebie, patrzeć w górę i w dół, wszystko tak, jakby się właśnie stało przy samym torze, brakowało tylko zapachu 😉 Trwało to jednak zaledwie parę minut i maksymalnie po pół godzinie wyszliśmy z całej „imprezy”. Dosyć spore rozczarowanie, tak mało sprzętu do sprawdzenia, a tyle stania w kolejce na zimnie po to, żeby w środku znowu stać w kolejce. Nie wygrzaliśmy się też zbytnio, a w dodatku byliśmy już tak zmęczeni, że nie robiliśmy żadnych zdjęć. Zresztą nikt nie robił, być może nawet nie wolno było. No ale udało nam się spojrzeć przez gogle VR i było to niezwykłe doświadczenie.

Następna darmowa niedziela dopiero w styczniu, po Nowym Roku, może być ciężko 😉

Panorama Rzymu
Zdjęcia z Google’a nie ma, więc chociaż panorama z Zamku 😉

Natalia i Mikołaj

A co jeszcze czeka na Ciebie w Rzymie?

Zamek Świętego Anioła i Termy Karakali (zakochasz się w tym miejscu!)

Nekropolie pod Bazyliką świętego Piotra.

Katakumby pierwszych chrześcijan i podziemia Rzymu.

Magiczne mury miasta.

Wspaniałe kościoły.

I inne ciekawostki!

Pierwszy tydzień rzymski

Włochy kiedy jechać

Wreszcie jesteśmy w Rzymie! 🙂 To miasto nas oszołomiło, kiedy byliśmy tu po raz pierwszy kilka lat temu. Dlatego, kiedy teraz zdecydowaliśmy się na naszą wyprawę, to mieliśmy dwa wybory. Na czas zimy albo inna półkula albo jakiś dłuższy przystanek. Wybraliśmy pozostanie w Rzymie, który tak nam zapadł w pamięć i którego było nam mało po poprzednim ekspresowym zwiedzaniu.

Rzym na weekend
Wzgórze palatyńskie i Domus Augustana

Po wielu niezliczonych godzinach spędzonych  przed komputerami, przewertowaniu setek ogłoszeń dotyczących wynajmu mieszkania w tym mieście, uniknięcia wielkiego oszustwa (uwaga, wynajmując mieszkanie na odległość szukajcie wybranego zdjęcia w grafice Google, może się okazać, że ten sam pokój jest jednocześnie w Berlinie, Sydney i Amsterdamie…), długich negacjach z właścicielami, udało nam się podjąć decyzję i poprzez portal Airbnb (o nim chyba będzie osobny post, bo zachwyty nad tym serwisem są dla nas niezrozumiałe) wynajęliśmy mieszkanie, tuż obok Watykanu.

Pierwsze wrażenia z miasta

Do samego Rzymu wjechaliśmy pociągiem. Pogoda była kiepska, więc odpuściliśmy sobie zmaganie z wiatrem i deszczem. Trochę szkoda, bo tereny przez które wiodła linia kolejowa były wspaniałe. Ale trochę i dobrze, bo byliśmy zmęczeni i ja z przyjemnością dałam się wieść maszynie, zamiast własnym nogom 😉

Rzym jest ogromny, zatłoczony i zakorkowany. Przez ostanie tygodnie nie byliśmy w tak wielkim mieście, dlatego jego rozmiar i zgiełk nas początkowo przytłoczył. Ale z każdym dniem jest coraz lepiej. Przyzwyczajamy się do lawirowania między samochodami, motorynkami i turystami, do tego, że w ścisłym centrum jest prawie wszędzie bruk, po którym jeździ się nieco ciężej niż po asfalcie.

Rzym ciekawe miejsca
Fontanna di Trevi i wieczne tłumy

W tym mieście niewiarygodne jest to, że na każdym kroku czyhają na Ciebie pamiątki starożytności. Jedziesz do Auchana jakąś współczesną dzielnicą a tu jak nie wyskoczy zza rogu wielki akwedukt z II wieku n.e. Albo spacerujesz po park, czy jedziesz sobie spokojnie ulicą, a tu jakieś grobowce, resztki świątyni czy inna starożytna inskrypcja na kolumnie, która sobie stoi ni z tego ni z owego przy drodze. Niesamowite. Oczywiście nie wspominając o samym centrum, które sprawia, że nie wiadomo na co patrzeć i nie da się tak po prostu dojść do celu nie zbaczając po drodze, aby obejrzeć coś ciekawego.

Druga rzecz, po tych wszystkich fantastycznych budowlach, to to, że są tu palmy i papugi! To niezwykłe, iść na spacer lub jechać rowerem na przejażdżkę, codziennie mijać palmy, które stały się normą w krajobrazie a w parku słyszeć rozwrzeszczany skrzek papug, zamiast pohukiwań cukrówki.

Niesamowite jest też to, że ze względu na lokalizację naszego mieszkania, codziennie mijamy Watykan, Zamek Sant’Angelo i przejeżdżamy przez Plac św. Piotra. Nie jesteśmy wierzący, ani to miejsce nie ma dla nas jakiegoś nadzwyczajnego wymiaru i wolelibyśmy mieszkać po drugiej stronie Centrum, ale jednak nie narzekamy.

Rzym zwiedzanie
Castel Sant’Angelo

Co już zrobiliśmy a co zamierzamy zrobić?

Początek tygodnia minął nam na ogarnianiu się w nowym miejscu, na rozpoznawaniu najbliższego terenu (to zresztą nadal trwa), zakupach (to jedna z najfajniejszych rzeczy, móc kupić dużo pysznego jedzenia i zamknąć je w lodówce na następne kilka dni) kilku wycieczkach. Na razie jeździmy i oglądamy, codziennie odkrywamy coś nowego. Wiadomo, w ścisłym centrum już byliśmy, ale nie przeszkadza nam to zachwycać się nim od nowa i wciąż.

Powoli też zbieramy punkty, które chcemy zobaczyć lub zwiedzić, żeby nic nam nie umknęło,  no i chcemy też mieć listę na czas, kiedy odwiedzi nas wesoła rodzinna gromadka, aby pokazać im to, co najlepsze w mieście.

Co jeszcze?

Jak już wspomniałam zakupy są jedną z lepszych atrakcji 😉 We Włoszech jest trochę inny asortyment, więc jest w czym wybierać.

Zacznijmy od makaronów. W każdym szanującym się sklepie znajdziesz przynajmniej jeden bardzo długi regał z makaronami. Wszelkie kształty, rozmiary i kolory. Z nadzieniem i bez.

Następnie sery, a zwłaszcza mozarella, której są dziesiątki rodzajów, zarówno „zwykłej” jak i tej do smażenia.  Bo to inny rodzaj.

Mięso również jest tutaj niezwykłe. W zasadzie żadna część zwierzęcia się nie marnuje. Odkryliśmy paczkowane móżdżki, dziwne, rozkrojone (chyba świńskie) nóżki, coś co wyglądało jak jelita (pełne zawartości :P) skórę, głowiznę z oliwkami, oraz ścięgna wołowe z cebulką. Jami.

Włoskie potrawy
Mięsko :p

Tak samo owoce morza. Wszelkiego rodzaju. Od małży przez ośmiornice po ryby a także dziwne żyjątka. Niektóre świeże (ale martwe), inne zamrożone, jeszcze inne przygotowane w jakiś fikuśny sposób.

Ale okej, teraz coś dobrego. Kawa. Tutaj z jednej strony pewne rozczarowanie, bo nigdzie we Włoszech, nawet w Rzymie, nie znaleźliśmy rozpuszczalnej kawy.  Czasem trafi się jeden czy dwa rodzaje małej i drogiej Nescafe.  Natomiast kaw sypanych i do ekspresów są znowu dziesiątki rodzajów. Dobre marki typu Lavazza czy Kimbo w bardzo atrakcyjnych cenach, oprócz tego kilka rodzajów kaw zbożowych i bezkofeinowych.

Słodycze, zwłaszcza sucharki i ciastka. Ze względu na fakt, że te produkty stanowią podstawę włoskiego śniadania ich wybór jest zawsze olbrzymi. Na szczęście popularne są też ciastka migdałowe, które mogę jeść w ilościach hurtowych 😛

Pizze, których rodzaje przyprawiają o ból głowy. W zasadzie dostępne w każdej piekarni i pizzerii, można też  kupować na kawałki.  Są nawet takie z ziemniakami albo z frytkami.

Lody. Nawet o tej porze roku lodziarnie są otwarte i oferują bardzo duży wybór bardzo drogich smaków 😛

A dlaczego są otwarte? Ponieważ pogoda jest bardzo przyzwoita.  Większość czasu jest słonecznie i bezchmurnie. Jest około dwudziestu stopni w dzień i bez problemu można przechadzać się w krótkim rękawku, czy jeździć na rowerze w sandałach 😉

rzym co zwiedzic
Zegar wodny, widać jesień ale są też palmy 😉

No i na końcu warzywa. Bardzo duży wybór różnego rodzaju zielenizny z którą nie bardzo wiemy co zrobić, ale kupujemy 😛 Nawet nie znamy polskich odpowiedników nazw tych warzyw. Na przykład jedliśmy już  liście rzepy brokułowej (Cime di rapa)  😛 chcemy spróbować ile się da i przy okazji nadrobić naszą podróżną dietę, nie do końca zdrową (chociaż staramy się jeść w miarę normalnie 😉 )

Na razie szumi nam w głowach od tej rzymskiej rzeczywistości i próbujemy się jakoś w tym wszystkim odnaleźć, ale to bardzo miłe, pełne ekscytacji uczucie 🙂

Natalia