Nasz miesięczny pobyt w domu zleciał bardzo szybko i nadszedł czas, żebyśmy wrócili na trasę. Mogliśmy oczywiście też ją przerwać, zwłaszcza, że dobrze nam było w domu. Pierwsza część wyprawy i pobyt w Rzymie trochę nas nasyciły a do tego w Polsce zrobiła się piękna wiosna.
Ale postanowiliśmy jechać dalej. Szkoda odpuszczać taką przygodę 🙂 Dlatego jedziemy zgodnie z planem, a w razie potrzeby będziemy go modyfikować.
Przypomnij sobie podsumowanie I części wyprawy dookoła Europy.
Początek w Rzymie
Do Rzymu przylecieliśmy chorzy. No, może nie słanialiśmy się na nogach ale mieliśmy dość nieprzyjemne problemy z gardłami, oboje. Więc kasłaliśmy niczym para gruźlików, a M. nawet zaniemówił 😉
W każdym razie odebraliśmy rowery i rzeczy z przechowalni i pojechaliśmy do hoteliku, który okazał się być zaadaptowanym mieszkaniem w starej kamienicy, więc był klimacik. Zwłaszcza, że wystrój taki raczej przedwojenny 😉 ale było bardzo czysto i przyjemnie 🙂

Minusem tej miejscówki był kompletny brak miejsca na rowery. No, może w pokoju by się zmieściły, ale nie było ich jak wtargać na górę (7 piętro!) wąską klatką schodową. Winda również była bardzo wąziutka. Pani recepcjonistka, kiedy się dowiedziała, że nasze rowery zostały same na klatce, zrobiła panikę. Faktem jednak jest, że w opiniach o hotelu pisano, że okolica jest nieciekawa, zwłaszcza wieczorem. My często byliśmy w tych rejonach, robiąc zakupy w Auchan i za dnia nie wyglądało, żeby było tu gorzej niż w innych dzielnicach Rzymu, które nie są w ścisłym centrum.
W każdym razie rowery powędrowały na „zaprzyjaźniony” parking, gdzie gość wziął od nas 10 euro (po 5 od roweru)! Czyli tyle co za samochód…
Chcesz wiedzieć, jak wynająć fajne mieszkanie na dłużej?
Kolejne dni
Zaś kolejny dzień Włochy przywitały nas marną pogodą. Prognozy były kiepskie i niestety się sprawdziły. W okolicy Ostii dopadł nas deszcz, wzmógł się wiatr, a że dodatkowo nie czuliśmy się najlepiej, to zakończyliśmy w tejże miejscowości. Pod dachem, w fajnym hoteliku.
Skoczyliśmy jeszcze rzucić okiem na Ostia Antica, ale nie wchodziliśmy na teren ruin, nie przekonało nas to, co było widać z zewnątrz, a że w Rzymie widzieliśmy już wiele to i nie byliśmy spragnieni oglądania kolejnych tego typu miejsc.
Co takiego widzieliśmy w Rzymie? O tym przeczytasz tutaj.

Na szczęście dwa kolejne dni upłynęły w słonecznej aurze. Chociaż niestety niebo zaczęło się chmurzyć a prognozy straszą nas burzami i deszczami.
Miłe początki
Te startowe dni dodatkowo oferowały nam bardzo fajne miejsca. Jezioro Bracciano (nad nim rozbiliśmy namiot na kempingu – glampingu. To taka forma luksusowego kempingowania. W tym przypadku luksus polegał na przewiewanej wiatrem łazience, letniej wodzie pod prysznicem, zimnej w umywalkach i ryczeniu kosiarką do 19 wieczorem i dmuchawą do liści od 8 rano), Cerveteri czyli nekropolię Etrusków z VII w. p.n.e, bardzo przyjemne miejsce do zobaczenia.
Przeczytaj więcej o kempingach z piekła rodem!

Musieliśmy jednak zrezygnować z opuszczonego miasteczka Monterano, ze względu na czekające nas na drodze do niego podjazdy a nasze zdrowie wciąż nam nie dopisuje. Gdybyście jednak byli w okolicy, to chyba warto zobaczyć.
Następny dzień to był dojazd do miasteczka Marmore – na kemping, który leży tuż przy wodospadzie marmurowym. Niestety nie widać go (w związku z tym musimy się wybrać do niego osobiście :P), za to nieźle słychać. Wieczorami wyją syreny ostrzegające, że puszczają wodę w wodospadzie z pełną siłą. Wtedy to dopiero szumi 😉

Jeszcze po drodze wpadliśmy do Calcaty. Uroczego, małego średniowiecznego miasteczka. Troszkę oszukaliśmy pociągiem, ale sami przyznajcie, po co bezsensu pokonywać przełęcze? 😛 Zwłaszcza, że paskudne przeziębienie nie odpuszcza. Na szczęście w Marmore mamy fajny drewniany domek, ptaszki śpiewają, gości nie ma. Spokojnie, przyjemnie, M. zdobywa BIGa a ja się leczę i byczę 🙂
Tak więc nam upłynął nasz okres startowy. Trochę ciężko, trochę choro ale też przy bardzo pięknych okolicznościach przyrody 🙂 Oby dalej było tylko lepiej 😉
Natalia
Jedna myśl na temat “II etap wyprawy czas zacząć!”